Byłam strasznie ciekawa tej książki, tym bardziej, że trudno jest na razie spotkać jej recenzję. Dodatkowo nota wydawcy była nader intrygująca i zapowiadało się na naprawdę wciągającą i nowatorską historię. Czy „Córka żywiołu” spełniła pokładane w niej oczekiwania?
Leight Fallon urodziła się w RPA, wychowała w Dublinie, a obecnie mieszka w Irlandii. Nim zaczęła swoja przygodę z pisaniem, robiła karierę w dziale z finansami. Talent pisarski zaczęła doskonalić i rozwijać, gdy w sieci znalazła stronę dla początkujących pisarzy. Gdy umieściła tak tekst „Córka żywiołu”, przez długi czas zajmował on najwyższe miejsce w rankingu „najczęściej czytanych”. Tak tez zrodził się pomysł na całą „Trylogie Przewoźnika”, której to właśnie „Córka żywiołu” jest pierwszym tomem.
Megan po raz kolejny przeprowadza się ze swoim ojcem. Tym razem pada na Irlandię, gdzie jej tata dostał bardzo dobrą ofertę pracy. Jeżeli chodzi o Megan, to po raz pierwszy czuje się jakby wróciła właśnie do domu gdzie jej miejsce. W szkole bardzo szybko poznaje nowych ludzi z którymi od razu się zaprzyjaźnia, chociaż nigdy wcześniej sobie na to nie pozwalała, aby potem nie cierpieć przy rozstaniu. Kolejna niespodzianką dla Megan jest fakt, … że po raz pierwszy się zakochała (w sumie od pierwszego wejrzenia).
Adam DeRis jest bardzo tajemniczy i skryty, ale od samego początku coś go przyciąga do Megan, chociaż wcale się nie znają. Nie będę zdradzała jak dalej potoczy się tak historia. Sami musicie ją poznać, chociaż sporo rzeczy można domyślić się już na wstępie, ale przechodząc do rzeczy.
Jak już wspominałam na początku, raczej ciężko jest na razie znaleźć recenzje tej powieści, ale można spotkać pojedyncze komentarze, w których rzuciło mi się w oczy, że autorka wplotła w fabułę mity celtyckie. Strasznie się na to ucieszyłam, ponieważ uwielbiam wszystkie książki, w których przewijają się wątki nawiązujące do mitologii. Niestety w trakcie czytania okazało się, iż była to radość na wyrost. Faktycznie autorka posiłkowała się takimi mitami, ale wykorzystała je jedynie pobieżnie, bez większego zagłębiania się w nie i tłumaczenia ich głębszego związku z fabułą. Bardzo żałuję, ponieważ zapowiadało się na naprawdę ciekawy wątek.
Akcja jest raczej mało dynamiczna, można się wręcz pokusić o stwierdzenie, że jest raczej jednostajna. Dopiero w kilku ostatnich rozdziałach nabiera jako takiego tempa i zdarza się kilka ciekawych zwrotów akcji, które mogą zaskoczyć. Fabuła prowadzona jest dokładnie, ale wszystko jest bardzo przewidywalne. Tym bardziej, że autorka skorzystała z bardzo oklepanego już schematu powieści znanego np. ze „Zmierzchu”. Jednak pomimo takiego stanu rzeczy, to i tak całość ma w sobie to „coś”, co wciąga każdego czytelnika już od pierwszej strony.
Podsumowując. Oczekiwałam dużo bardziej ambitnej historii, która będzie się wyróżniać na tle innych paranormalnych romansów, a niestety otrzymałam historię z dość dużą ilością oklepanych wątków i ciekawym pomysłem na całościową fabułę całej trylogii. Książkę polecam wszystkim, którzy szukają ciekawej i niezobowiązującej historii, no i oczywiście dla Tych, którzy polubili „Zmierzch”.