„Zdradzona” to drugi tom cyklu „The Betrothed”, autorki „Rywalek”, które wprost uwielbiam. Nie mogłam doczekać się kontynuacji „Narzeczonej”, której recenzję możecie przeczytać
tu.
Hollis, niedoszła żona króla, wybrała Silasa i to jemu oddała swoje serce. Jej szczęście nie trwało jednak długo. Straciła nie tylko osobę, którą kochała najbardziej na świecie, bezwzględni mordercy zabrali jej również rodziców. Miała później wybór, mogła pozostać w Koroanii, wrócić do króla, który przyjąłby ją z otwartymi ramionami i wieść spokojne, dostatnie życie u jego boku. Hollis wybrała jednak swoją nową rodzinę, a raczej tych jej członków, którzy pozostali przy życiu. Razem z panią Eastoffe i jej córką Scarlet udała się do Isolty. Wszystkie trzy znalazły schronienie u rodziny Eastoffów, z których jeden jej członek, kuzyn Etan, gburowaty i niedostępny, co chwilę próbował utrudnić Hollis życie. Etan uważał dziewczynę za wroga, szpiega z Koroanii i nie tylko odnosił się do niej z niechęcią, ale też nastawił przeciwko dziewczynie całą służbę. To nie był jedyny jej problem, a także problem tej rodziny. W całym kraju wrzało. Ludzie nie byli zadowoleni z rządów swojego króla, pragnęli zmian. Eastoffowie, jedyni spowinowaceni z rodziną królewską, mogli ubiegać się o tron. Jednak najpierw trzeba było sprawić, aby z tronu zechciał ustąpić obecnie panujący król, co oczywiście do najłatwiejszych zadań nie należało. Do tego rodzina obwiniała władcę o czyny popełnione na ich rodzinie, a także na innych, licznych ludziach. Hollis była rozdarta pomiędzy swoją nową ojczyzną, a tęsknotą z Koroanią i przyjaciółkami, które tam zostawiła. Miała jednak możliwość pomóc obalić króla Isolty. Co wybrała? Czy pomogła swojej nowej rodzinie? Czy odnalazła swoje miejsce na świecie?
Ludzie nie byli imionami, którymi się przedstawiali. Nie byli swoimi rodami ani krajami. Byli tylko sobą, ale trzeba było przebić się przez wszystko pozostałe, aby to zobaczyć.
Uwielbiam książki Kiery Cass, dlatego nawet nie zastanawiałam się nad lekturą najnowszej jej powieści. Tym bardziej, że to już drugi (i jak się wydaje, ostatni) tom cyklu, a pierwszy zakończył się tragicznymi i niespodziewanymi wydarzeniami i zwyczajnie musiałam wiedzieć, co dalej. A dalej dzieje się, oj dzieje. Początkowo fabuła skupia się przede wszystkim na relacjach Hollis z jej nową rodziną. Chociaż dziewczyna znalazła schronienie u Eastoffów, jeden z członków rodziny nie jest w stanie jej zaakceptować. Etan, bo o nim mowa, wydaje się totalnie sfokusowany na swoich przekonaniach. Uparcie twierdzi, że Hollis to wróg, nie potrafi jej zaufać i nie dość, że ciągle jej dogryza i robi wszystko, aby przedstawić ją w złym świetle przed rodziną, nastawia też źle do niej służbę. Nie ma dziewczyna lekko, bo chociaż stara się pomóc, pokazuje jak się angażuje w sprawy Isolty, nie jest w stanie przekonać Etana. Dużo bardziej otwarte umysły mają starsi członkowie rodziny. Akceptują Hollis jako synową Pani Eastoffe i ani myślą odsuwać jej od swoich planów. A plany mają konkretne i jak się okazuje, Hollis może im w tych planach dużo pomóc. O ile Etan całkiem jej nie przestraszy. Jak już wspomniałam, początkowo fabuła koncentruje się na budowaniu nowych więzi rodzinnych i przede wszystkim obserwujemy słowne potyczki Etana i Hollis, które, trzeba przyznać, niejednokrotnie rozbawiają do łez. W międzyczasie poznajemy sytuację polityczną kraju, dowiadujemy się, jakie relacje łączą tę rodzinę z rodziną królewską i co kombinuje król i do czego jest zdolny, aby tylko utrzymać się na tronie. Dochodzą więc intrygi (mnóstwo intryg) i kolejne tajemnice. Eastoffowie chcą, aby król odpowiedział za swoje haniebne czyny. Są przekonani, że to on odpowiada również za tragedię ich rodziny. Hollis, a także Eastoffowie długo nie zdają też sobie sprawy z faktu, że król Koroanii nie zrezygnował z Hollis i również jest w stanie zrobić wiele, aby swoją oblubienicę odzyskać. Co z tego wszystkiego wyjdzie, musicie sprawdzić już sami.
Książkę niewiarygodnie szybko się czyta. Akcja jest może trochę mniej dynamiczna niż w poprzedniej części, ale dość spora liczba nieprzewidzianych zdarzeń zdecydowanie wyrównuje miejscami zwalniającą akcję. Dlatego przez książkę się płynie. Zachwycają błyskotliwe dialogi, szczególnie w wykonaniu Hollis i Etana i wiszące w powietrzu coś, co bardzo powoli, ale stanowczo zaczyna się między tą dwójką rozwijać. Hollis jako bohaterka niezmiennie mnie oczarowuje. Jest bardzo delikatna, ale konkretna, zdecydowana i niestrudzona. Szybko podejmuje bardzo trafne decyzje, jest przy tym bardzo inteligentna i bystra. Nie da sobie w kaszę dmuchać, nie daje się stłamsić nieokrzesanemu Etanowi, który jej nie akceptuje, bo tak, bo się uparł. Dziewczyna przeżywa trudne chwile, nie tylko znalazła się w obcym miejscu, ale przede wszystkim straciła ukochaną osobę. Nie obciąża jednak nikogo swoimi troskami, stara się być pomocna, troszczy się o innych. To silna kobieca postać, która śmiało, ale nie za wszelką cenę, sięga po to, co jej się należy. Sprytna, obyta w wielkim świecie, godna zaufania. Jej zalety można by mnożyć. To taka kobieta, której nie da się nie lubić i chciałoby się mieć obok siebie taką przyjaciółkę. Etana na początku nie polubiłam. Upierał się bez sensu w swojej niechęci do Hollis, chociaż ona robiła wszystko, aby mu udowodnić, że nie ma powodu, aby jej nie lubił. Na szczęście bohater otworzył oczy, a także serce i zaczął dostrzegać więcej. Kiedy w końcu miał szerszy obraz sytuacji, zmienił się. Nie był już tak nieustępliwy. Mogę śmiało stwierdzić, że to naprawdę fajny facet, z zasadami, oddany krajowi i swojej rodzinie, dbający o ludzi, nie tylko tych ze swojego najbliższego otoczenia. Odpowiedzialny i mądry (od kiedy przestał powtarzać w kółko to samo na temat Hollis). Kreacja bohaterów drugoplanowych wypadła w powieści równie zadowalająco. Dowiadujemy się na ich temat tyle, ile potrzebujemy na potrzeby fabuły. Jest ich całkiem sporo, ale nie ma mowy o tym, żeby się w jakikolwiek sposób pogubić. Zarówno, jeśli chodzi o bohaterów, jak i samą fabułę, wszystko jest klarowne, dopracowane i dość szczegółowe. Bardzo dobrze się tę książkę czyta. Przede wszystkim wciąga i wzbudza szeroki wachlarz uczuć i emocji. Napięcia i zaskakujących momentów również w tej książce nie brakuje. Jak i takich, w których drżymy o życie naszych ulubionych bohaterów.
Jeśli mieliśmy stanąć do walki, potrzebowaliśmy czegoś, o co warto walczyć. O wolność wyboru własnego obiadu albo możliwość pojechania tak daleko, jak się zapragnie. O nadzieję jutrzejszego dnia albo o kwiaty we włosach. Rzeczy wielkie i malutkie były tak samo ważne.
„Zdradzona” to idealna lektura na jeden, dwa wieczory. Lekka, angażująca, czasem zabawna, innym razem wzruszająca. A na pewno zaskakująca, z niespodziewanym, obłędnym finałem. Gorąco polecam!
Recenzja pochodzi z bloga:
„Zdradzona” Kiera Cass – maitiri_books (wordpress.com)