Zemsta rodziny Omletów recenzja

Walka o honor w epoce preinternetowej

WYBÓR REDAKCJI
Autor: @atypowy ·7 minut
2022-03-18
Skomentuj
11 Polubień



POWRÓT DO SZALONYCH LAT 90-TYCH

„Zemsta rodziny Omletów” to naprawdę udany debiut literacki Jakuba Kalety. Jest to lekka powieść „satyryczno-przygodowa”, która dłuższymi fragmentami naprawdę mocno mnie bawiła, pozwalając na chwilę odciąć się od przytłaczających nas wszystkich w ostatnich dniach przykrych wiadomości. Jak dobrze byłoby wrócić do beztroskich lat 90-tych, kiedy niekłamaną radość wywoływał segregator z „karteczkami z Króla Lwa”, a jedną z większych trosk było pokątne zjedzenie malutkiej paczki chipsów, bez trafienia na radar, wyjątkowo wrażliwych na dźwięk chrupania, kolegów z klasy. Za sprawą „Zemsty rodziny Omletów” mogłem przypomnieć sobie wiele z moich osobistych doświadczeń, wyniesionych ze Szkoły Podstawowej nr 61 im. Józefa Wybickiego. To były dobre lata, choć nie wszystko wspominam równie ciepło. Podobnie będę miał z powieścią Jakuba Kalety – to dobra książka, choć nie wszystko mnie w niej ujęło.

Można powiedzieć, że autor jest moim rówieśnikiem, dlatego podejrzewam, że w okresie dojrzewania mieliśmy wiele tożsamych doświadczeń i spostrzeżeń. W okresie raczkującego bądź co bądź kapitalizmu, gdy oferty sklepów nie nadążały za nadciągającymi z zachodu modami, wszyscy byliśmy poniekąd równi. Pamiętam gdy na urodziny dostałem wymarzonego Pegasusa, a na rynku polowało się na kartridże z grubego, żółtego plastiku. To były lata, gdy praktycznie wszyscy mieliśmy to samo, to samo oglądaliśmy, tym samym się fascynowaliśmy, a po szkole do zmroku siedziało się na boisku. Ach, epoko pre-Internetu, dlaczego odeszłaś?




HONOR W EPOCE PREINTERNETOWEJ

Wiele z tego o czym pisze Jakub Kaleta, obserwowałem na własne oczy. Myślę, że podwórka łódzkie i gdańskie były w latach 90-tych tożsamymi habitatami. Nawet ja - choć nigdy nie należałem ani do grupy nader wysportowanych, ani do grupy szczególnie agresywnych – brałem udział w niejednej bójce. Podobne doświadczenie staje się udziałem 10-letniego Miłosza Omleta. Zostaje zaatakowany po lekcjach przez Patryka Czujkę, powalony na ziemię i – co by nie mówić – upokorzony na oczach kolegów. Nic dziwnego, że owo piątkowe popołudnie nie należy do tych najbardziej udanych. Miłosz zamyka się w sobie (oraz w pokoju) gdzie w skrytości konsumuje swój dramat (i nie tylko, gdyż podobnie jak ja, posiada niezdrowy zwyczaj „zajadać” swoje smutki). Byłaby to powieść jedynie „satyryczna” gdyby do akcji nie wkroczyła głowa klanu Omletów, nie godząc się by taki dyshonor uszedł Patrykowi płazem. Ojciec Miłosza postanawia udać się (wraz z synem) do mieszkania rodziny Czujków, aby wyjaśnić sytuację i żądać satysfakcjonującego zadośćuczynienia. Jak rozwiną się dalsze wypadki? Nie psując Wam zabawy z odkrywania tej historii, napiszę jedynie, że w sposób szalony i momentami bardzo abstrakcyjny.




„CZUJNY CZYTELNIK ZAUWAŻY…”

Akcja mnie szybko wciągnęła, zwłaszcza, że w pierwszej części jest bardzo wartka. Pierwsze 6 rozdziałów to około 90 stron powieści. Wszystko odbywa się w szaleńczym tempie, które zachęca by czytać dalej i dalej… I wtedy rozpoczyna się rozdział 7, który ciągnie się przez niebagatelne 70 stron. Kolejno następujące rozdziały też zawierają dużo dygresji, które niekoniecznie wiele wnoszą do fabuły. Nie zrozumcie mnie źle – są to fragmenty zabawne, które pozwolą przenieść się Wam np. do szkolnej szatni z końca lat 90-tych, jednak dla mnie osobiście było tych wtrętów zbyt wiele. Nie posuwały akcji do przodu, która w pewnym momencie zaczęła się dla mnie aż nazbyt ślimaczyć. Książka liczy przeszło 350 stron, które opowiadają o wydarzeniach, które rozegrały się w niepełną dobę. Wydaje się, że sam autor zdaje sobie sprawę, że momentami przedobrzył z dygresjami, gdyż w pewnym momencie stwierdza:

Czujny czytelnik zauważy zapewne, iż idąc tokiem naszych rozważań, odeszliśmy od osoby Miłoszka, najpewniej pozostawiając go samego na pastwę bezwzględnego losu. Otóż bynajmniej.”




WIĘCEJ SATYRY NIŻ PRZYGODY

Jakub Kaleta umie pisać, a nie jest to niestety rzeczą oczywistą, gdy sięgamy po literackie debiuty. Wielokrotnie w ostatnim czasie się rozczarowałem i nawet postanowiłem sobie jakiś czas temu unikać tego typu książek oferowanych przez wydawnictwo Novae Res. Jednak skuszony opisem „Zemsty rodziny Omletów” postanowiłem zaryzykować – i tym razem była to dobra decyzja. Życzyłbym sobie jedynie, aby autor swój dryg do pisania przekuł w większą ilość przygód, które spotykają klan Omletów, nawet jeśli oznaczałoby to ograniczenie jego ciągot satyrycznych.

Autor lubi bawić się słowem, i widać, że nabyte doświadczenie dziennikarskie nie poszło na marne. Wiele fragmentów zasługuje na uznanie. Choćby opis transformacji postrzegania ojca przez Miłosza, który nastąpił owego pamiętnego, piątkowego popołudnia:

„Do tej pory Omlecik postrzegał swego ojca raczej jako nieszkodliwego, acz uciążliwego fajtłapę – zwłaszcza, gdy przełączał teleodbiornik na inny kanał lub wprowadzał szlaban na granie na konsoli – którego jedynym życiowym osiągnięciem była dwójka synów i posadka w osiedlowym zakładzie produkcyjnym.
Działo się tak, od kiedy Miłosz wszedł w wiek dojrzewania, kończący okres idealizacji rodziców. W tym też czasie chłopiec, odczuwający potrzebę posiadania idoli, zwrócił swe uwielbienie ku bohaterom popkultury, ze szczególnym uwzględnieniem telewizyjnych herosów.
Tego wieczora omleci system wartości ulegał transformacji. W jego umyśle zapowiadano tryumfalny powrót kultu własnego ojca, odarty jednak z dziecięcej naiwności, wzbogacony za to o zalążki młodzieńczej świadomości i akceptacji realnego obrazu swego bóstwa.
Gdzieś po drodze tych wszystkich przemian ośrodkowy układ nerwowy Omleta zaniechał w obawie przed przeciążeniem analizy docierających doń informacji i skupiał się na jak najdokładniejszym ich odbiorze oraz zachowaniu w podświadomości, by w sprzyjających warunkach poddać je dokładnej, powolnej obróbce. Przywodziło to na myśl węża, który – połknąwszy swą ofiarę – trawi ją przez kilka kolejnych dni.”

Gdy „czujny czytelnik” martwi się, że Miłosz został „pozostawiony sam sobie, na pastwę bezwzględnego losu”, autor nas uspokaja, ponieważ gdy my raczeni byliśmy szczegółową opowieścią o szkolnej codzienności, nasz bohater spokojnie spędzał ten czas wpatrzony w ekran telewizora:

Świadomość młodego telemaniaka nie protestowała. Traktowała ona spoty proszków do prania i papierosów jako osobne krótkie etiudy filmowe ze szczegółowo nakreślonym światem przedstawionym oraz skomplikowanymi sylwetkami bohaterów. A więc pozycje godne uwagi w równym stopniu co pełnometrażowe produkcje nimi przerywane. Tak czy inaczej, pasmo reklam minęło, a poziom koncentracji uwagi Omleta na wypadkach toczących się na ekranie nie zmienił się o żadną istotną statystycznie wartość.

Po reklamach nadszedł czas na drugi z hitów tego wieczoru. Był to film sensacyjny, bez śmiechu z taśmy, a zatem przeznaczony dla ambitniejszego widza. Choć jednocześnie niepozbawiony dozy komizmu. Ta objawiała się poprzez bon moty, rzucane przez bohaterów między jedną a drugą serią z karabinu, a także podczas przeładowywania broni.
Pierwsze skrzypce w tej produkcji grał Sylvester Stallone – kolejny idol Miłoszka. Wydawałoby się, że któryś z telewizyjnych decydentów nawiązał z chłopcem telepatyczną więź i skonstruował wieczorną ramówkę specjalnie na jego gust i potrzeby.”




CIENKA GRANICA MIĘDZY KRAINĄ ŚMIECHU A DOLINĄ ŻENADY

Każdy śmieszek wie, że wzbudzanie powszechnej uciechy potrafi być dość zdradliwe. Upojeni radością zebranej braci, możemy zbyt się rozochocić, i w oka mgnieniu stracić miano „tego zabawnego”, na które nieraz tak ciężko pracowaliśmy. Granica jest tak bardzo cienka, że niektórzy nie mają pojęcia kiedy ją przekroczyli. Zazwyczaj dzieje się to, gdy ktoś zbyt bardzo stara się być zabawny, przez co staje się jedynie śmieszny.

To wielka sztuka, by rozbawić kogoś bez wywoływania dreszczy żenady. Autor jest świadomy złożoności tego zadania:

„W spowitym niebieskim blaskiem pokoju rozbrzmiewał głos spikera, deklamującego zapis wysiłków tłumaczy, starających się przełożyć amerykańskie żarty słowne tak, by zachowały chociaż sugestię śmieszności.”

Wydawnictwo informuje nas, że autor tekst „ubogacił archaizmami i regionalizmami, a także doprawił dużą dawką kontrowersyjnego humoru”. Nie kłamią! Tekst naprawdę jest doprawiony bardzo dużą ilością żartów słownych. Rzecz w tym, że choć lubię np. ketchup, który stanowił podstawę mojej studenckiej kuchni, to jednak jest pewna ilość, która sprawia, że wszystko zaczyna smakować tak samo (albo przestaje smakować w ogóle). Nie jestem człowiekiem stale poszukującym czegoś nowego. Mogę przez miesiące żywić się trójkątnymi tostami, ale jednak i one w pewnym momencie potrafią mi się przejeść, i potrzebuję odmiany. Muszę szczerze przyznać, że nie wszystkie, serwowane mi przez Jakuba Kaletę żarty, smakowały mi tak samo. Niektóre były lekko żenujące, a niektóre zwyczajnie niesmaczne. Jeszcze inne po prostu mi się przejadły, gdyż zbudowane były na tym samym schemacie przekręcania znanych nazw i celowych błędach językowych.

Powyższe zarzuty nie zmieniają jednak mojego pozytywnego odbioru książki. Ocena byłaby wyższa, gdyby ratio akcji do satyry byłoby nieco inne. Niemniej jednak Zemsta rodziny Omletów” to niezły debiut. Polecam zwłaszcza tym, których dzieciństwo przypadło na lata 90-te XX wieku. Jakub Kaleta ożywi wiele naszych wspomnień, okraszając je sporą ilością abstrakcyjnego poczucia humoru i fantazji. Z chęcią sięgnę po kolejne książki spod jego pióra, z nadzieją, że będzie w nich więcej wartkiej akcji (nawet jeśli odbędzie się to kosztem zabawnych dygresji).

Polecam na te niespokojne czasy i czekam na więcej.




Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.

PS. Zapraszam też na bloga: atypowy.com
oraz IG:@cien_mgly


Moja ocena:

Data przeczytania: 2022-03-18
× 11 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Zemsta rodziny Omletów
Zemsta rodziny Omletów
Jakub Kaleta
6.6/10

Nie ma nic ważniejszego niż honor rodziny! 10-letni Miłoszek Omlet podczas drogi powrotnej ze szkoły zostaje poturbowany przez swojego rozwydrzonego rówieśnika, Patryka Czujkę. Zbulwersowany ojciec ...

Komentarze
Zemsta rodziny Omletów
Zemsta rodziny Omletów
Jakub Kaleta
6.6/10
Nie ma nic ważniejszego niż honor rodziny! 10-letni Miłoszek Omlet podczas drogi powrotnej ze szkoły zostaje poturbowany przez swojego rozwydrzonego rówieśnika, Patryka Czujkę. Zbulwersowany ojciec ...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

Debiutancka powieść Jakuba Kalety pod tytułem "Zemsta rodziny Omletów" przenosi czytelnika w osiedlowe klimaty wielkich miast w latach dziewięćdziesiątych. Ci, którym dane jest pamiętać tamten czas z...

@kar_piotrowska @kar_piotrowska

Lata dziewięćdziesiąte ubiegłego stulecia. Zapewne każdy z Was ma pewne przemyślenia na początek czegoś nowego, które spadło na nas po wielu ważnych wydarzeniach historycznych. Wreszcie nasz "bratni ...

@biegajacy_bibliotekarz @biegajacy_bibliotekarz

Pozostałe recenzje @atypowy

Niewidzialni mordercy
Nie ma niczego nowego pod słońcem…

"Niewidzialni mordercy" autorstwa Anny Trojanowskiej to zgrabnie napisana podróż przez różne okresy i rodzaje epidemii, które ukształtowały historię ludzkości. Autorka p...

Recenzja książki Niewidzialni mordercy
Sztuka dobrego mówienia bez bełkotania i przynudzania
Jak syberyjskie striptizerki mogą pomóc nam w przemawianiu?

Bardzo zależało mi na tej książce, ponieważ zdarza mi się przemawiać publicznie. Spędziłem z nią sporo czasu i wiem, że poświęcę jej jeszcze wiele godzin w przyszłości. ...

Recenzja książki Sztuka dobrego mówienia bez bełkotania i przynudzania

Nowe recenzje

Duch na rozstaju dróg
Uwierzysz w ducha? Może musisz uwierzyć?
@spirit:

Pomimo tego, że święta już za parę dni to coraz więcej osób stwierdza zgodnie i nieco ze smutkiem, że tych świąt po pro...

Recenzja książki Duch na rozstaju dróg
Masło
:)
@book_matula:

Historia, którą poznacie, oparta jest na prawdziwych wydarzeniach, co skusiło mnie do lektury. Przyznam, że pierwsza my...

Recenzja książki Masło
Gniew Smoka
KING BRUCE LEE KARATE MISTRZ...
@maciejek7:

Książka „Gniew Smoka. Jak walczył Bruce Lee” dla mnie była tak wciągającą lekturą, jakbym ponownie oglądała film z Lee ...

Recenzja książki Gniew Smoka
© 2007 - 2024 nakanapie.pl