"Na progu zła" Louise Candlish to kolejny w tym roku thriller psychologiczny, który miałam możliwość przedpremierowo zrecenzować. Licząca ponad 500 stron powieść z wzbudzającą ciekawość okładką i frapującym opisem fabuły spełniła wszystkie moje oczekiwania pokładane w tego typu literaturze. Zostałam zaskoczona (niejeden raz), zmuszona do myślenia, odrobinę wzruszona, pozostawiona z uczuciem zaspokojenia czytelniczego apetytu oraz przeświadczeniem, że chyba po raz pierwszy hurraoptymistyczne zapowiedzi i notatki prasowe na temat książki, nie mają w sobie ani grama przesady. Tak, Moi Drodzy, "Na progu zła" to na tę chwilę mój murowany kandydat do thrillera roku 2020, a poniżej spróbuję wyjaśnić, czym dokładniej sobie na to miano zasłużył.
Najważniejsze, co zwraca uwagę od pierwszych stron powieści, to sposób prowadzenia narracji, która jest dwutorowa. Wydarzenia poznajemy z perspektywy dwojga będących w separacji małżonków - Fi i Brama, jednak ona relacjonuje je w radio, biorąc udział w podcaście o wymownej nazwie "Ofiary", on natomiast sporządza w pliku tekstowym swoisty testament czy też spowiedź życia. Każde ze swojej perspektywy wspomina chwile, mające miejsce tuż przed dniem, w którym powracająca do domu Fi odkrywa, że warte około 2 milionów funtów mieszkanie w ekskluzywnej dzielnicy zostało bez jej wiedzy (a najprawdopodobniej z całą cyniczną aprobatą jej prawie byłego męża), sprzedane obcym ludziom, którzy właśnie tego pamiętnego styczniowego dnia jak gdyby nigdy nic, wprowadzają się do jej wymarzonego domu, do rodzinnego gniazda jej dwóch małych synków.
Muszę przyznać, że z początku nie widziałam w temacie książki nic specjalnego. Co prawda, owszem, niecodziennie zdarza się, że obcy ludzie na twoich oczach i to jeszcze w majestacie prawa, wprowadzają się do twojego domu, jednak sądziłam, że wyjaśnienie zagadki, dlaczego tak się stało, okaże się w rzeczywistości bardzo proste i przewidywalne. Z początku przeszkadzało mi również uwypuklanie na każdym kroku faktu, jak ważnym miejscem dla Fi jest ten konkretny dom przy Trinity Avenue, ponieważ miałam wrażenie, że stoi za tym przede wszystkim fakt, że jego posiadanie łechtało jej próżność, podnosiło jej wartość jako kobiety, a jedynymi korzyściami z mieszkania w tej lokalizacji była dla niej możliwość obcowania z podobnymi jej snobistycznie usposobionymi kobietami i posłanie synów do elitarnej szkoły. Z czasem jednak sprawa domu zeszła na dalszy plan. Za to moją uwagę skupił Bram - prawie były mąż Fi, który przyłapany przez nią po raz drugi na zdradzie małżeńskiej, zmuszony był do opuszczenia ich uroczego gniazdka i przyjęcia warunków, które Fi zaproponowała mu, aby mógł w dalszym ciągu uczestniczyć w życiu synów.
To właśnie dzień, w którym Fi odkryła zdradę Brama, był tym, w którym wszystko się zaczęło, który nakręcił całą spiralę wydarzeń zakończonych utratą domu. I żeby nie było, Bram wcale nie jest jakimś kompletnym draniem bez serca. Wręcz przeciwnie, pomimo swoich błędów, prawie przez całą powieść wzbudzał sympatię. A jego błędy miały niekiedy koszmarne konsekwencje. To właśnie one doprowadziły Brama do pierwszego kłamstwa - małego kamyczka, który uruchomił całą lawinę, która z niszczycielską siłą uderzyła w niego samego, a rykoszetem w tych, których kochał najbardziej. Louise Candlish właśnie w jego wątku udowodniła swój kunszt w zakresie psychologii postaci. Misternie, krok po kroku, ukazuje położenie człowieka, którego każda życiowa decyzja podjęta po zdradzie małżeńskiej coraz bardziej zapędzała w narożnik, z którego nie widział on odwrotu.
Podsumowując, uważam, że powieść "Na progu zła" powinna być pozycją obowiązkową każdego miłośnika thrillerów. Trzyma w napięciu jak dobry film sensacyjny, a jednocześnie przekazuje ważną lekcję dla nas wszystkich - nie kłam, nie oszukuj, zwłaszcza tych, których kochasz. Akcja niejeden raz, zwłaszcza pod koniec, mocno mnie zaskoczyła, a samo zakończenie dobre, ale z gatunku lekko uchylonych, dających pole naszej wyobraźni, co do dalszych losów bohaterów.
Polecam i dziękuję wydawnictwu Muza za egzemplarz.