"Zostaje w rodzinie" to obyczajowa opowieść o jednej, zwyczajnej rodzinie, rodzinie jakich wiele. Ot mamy małżeństwo w średnim wieku, dorastające potomstwo oraz pomysłowego i mądrego dziadka wraz z jego ukochanym acz ciut wkurzającym swym jazgotem i ostrymi ząbkami pupilkiem. Brzmi banalnie i zwyczajnie ? Powiecie zapewne, że to już było, że nic nowego, że utarte schematy itd. I w pewnym sensie będziecie mieć rację, jednak opowieść o rodzinie Koreckich czyta się tak miło i sympatycznie, że można wybaczyć to i owo ;)
Na wstępie przede wszytskim od razu pragnę wyprowadzić was z błędu. Nie jest to opowieść świąteczna, związana ze świętami, wprowadzająca w nastrój świąteczny, zimowa itd. Okładka może wam zasugerować miłą, rodzinną, zimową opowiastkę gdzieś w malowniczych, pokrytych puszystym śniegiem górach, i z tego opisu zgadzają się tylko dwa pierwsze określenia, czyli miła i rodzinna. Nie wiem dlaczego wydawnictwo zdecydowało się na tak mylącą grafikę. Udało im się tylko jedno, okładka sugeruje ciepłą, sympatyczną opowieść i taką dokładnie dostajemy, jeśli pominąć te kubki z gorącym kakao/kawą na pięknie ośnieżonym górskim stoku ;)
Cóż mogę wam powiedzieć o rodzinie Koreckich. Ewa i Karol to typowe małżeństwo w średnim wieku. Oboje pracują zawodowo, wychowują dwójkę dorastających dzieciaków i zmagają się z mniejszymi lub większymi problemami. Jakoś im to życie hula i gra, raz bardziej do rytmu , raz troszkę gubią kroki ale całościowo, koniec końców utrzymują się pięknie na powierzchni i nie idą na dno przygnieceni kłopotami i szarą codziennością. Książka przedstawia kilka miesięcy z życia Koreckich, zaczyna się w kiwetniu, a kończy w grudniu. Porusza kilka ważnych problemów np. rasistowskie zapędy nastoletniego chłopca, pierwszą miłość i nieplanowaną ciążę, starą miłość, która wdziera się bez pardonu w poukładane małżeńskie szczęście, problem gdy pasja zmienia się w uzależnienie, naświetla jak ważna jest pomoc i wsparcie dla drugiego człowieka, dobre słowo, zwykłe ludzkie zainteresowanie, poświęcenie uwagi, szczególnie gdy ktoś został na tym świecie sam i do tego jeszcze walczy ze śmiertelną chorobą. Ważną postacią w tej powieści jest dziadek. To on, w prosty i mądry sposób, po cichu, nie rzucając się w oczy, prostuje ciut poplątane ścieżki na jakie wkroczyła rodzina Koreckich.
"Zostaje w rodzinie" to bardzo lekka i przyjemna lektura, problemy poruszane w powieści nie przygnębiają czytelnika, podsuwają za to proste i łatwe rozwiązania, okraszone odrobiną empati, serca i miłości. Czuję tylko lekki niedosyt odnośnie zakończenia. Zbyt szybko i tak ciut nijak. Aż nie mogłam uwierzyć, że nie ma już więcej kartek.
Z całej tej opowieści wynika morał, że rodzina jest najważniejsza, że nie ważne co się wydarzyło lub co się dopiero ma wydarzyć, ważne aby być razem, rozumieć się, i wzajemnie wspierać i szanować. Ważne aby nasze wybory nikogo nie raniły, by mądrze się wspierać i tym samym dawać siłę i wiarę w to, że każdy w rodzinie może podąrzać własną ścieżką i jednoczśnie może liczyć na zrozumienie i akceptację. W rodzinie drzemie ogromna siła, siła która daje nam moc w naszych codziennych zmaganiach z życiem.
P.S. Ja bym chyba nie dała rady z mężem tak uzależnionym od tabletu ;) Z drugiej strony gdyby odpowiednio rekompensował mi to potem w sypialni, to czemu nie ;) W końcu "każdy ma jakiegoś bzika, każdy jakieś hobby ma".