Kpić ze świata, z jego niedoskonałości i pretensjonalności, z ludzi opętanych pędem za nowością lub zakorzenieniem w tradycji, wkładać ironiczne komentarze w usta bohatera bezwolnego, stroniącego od intensywnego angażowania się w zmiany, mającego czas na myślenie ale i bezmyślność - jakie to typowe dla Eduarda Mendozy. I jak świetnie spisane.
Niewątpliwie wsparta autobiograficznymi wątkami, pierwsza książka z serii 'Zasada dynamiki' - "Król przyjmuje", jest lżejsza niż inne, bardzo szczegółowe, drobiazgowo wnikające w temat powieści Mendozy. Tutaj wydarzenia o ogromnym znaczeniu dla świata, Europy, Katalonii, przeciekają przez palce codzienności, wahającej się pomiędzy biedą i dobrobytem, pomiędzy ogromną ciekawością a zblazowanym wszystko-mi-jedno. Od Barcelony, przez europejskie epizody, po oczarowanie Nowym Jorkiem, towarzyszymy bohaterowi w tułaczce mentalnej, bo tej fizycznej, dzięki znajomościom i tupetowi udaje mu się uniknąć.
Mendoza znajduje tutaj miejsce na bolączki Katalończyków po wojnie domowej, na oszołomienie marksizmem, na przeciwstawienie sobie katolickiej, pełnej norm i zakazów Hiszpanii i rozbuchanego, pełnego życia i rozpusty Nowego Jorku. Jest miejsce na pochwałę tolerancji, świat gejowskiej przyjaźni, zakochania w kobietach albo zbyt skomplikowanych albo zbyt uległych, na pracę nudną i pełną rutyny i na tę inną, bardziej zgodna z intuicją. I choć tematy bywają niezwykle trudne, wymagające, czasem oburzające, Mendoza podaje je ze smakiem kawy i ciasteczka. Nie ucieka przed autoironią, często kpi, żartuje z największych świętości. A wszystko to bez grama wulgarnej agresji, bez obraźliwych treści i zbędnej krytyki. Wszystko przez woal oczu lekkoducha jakim niewątpliwie, pomimo gwałtownych przeżyć, emocji, wahań i moralnych wątpliwości, przez cały czas pozostaje Rufo Batalla.
Cała opowieść, wiodąca nas przez lata i kontynenty, schwytana jest w klamrę spotkań z niezwykłą osobą. Samozwańczy, a może jak najbardziej prawowity król na uchodźctwie i jego urocza żona, przypadkowo zupełnie także kochanka Rufa, będą się pojawiali sporadycznie ale to od nich zacznie się podróż i na nich tymczasowo zakończy. Będzie nam dana opowieść o nadbałtyckim księstwie Livonii, tyleż fantastyczna co bardzo prawdopodobna, zważywszy na historię krajów z nami sąsiadujących. Będziemy z uśmiechem pobłażliwości wsłuchiwali się w teorie i arystokratyczne wspominki króla. Będziemy mu współczuli i kibicowali jego ucieczkom. Nie sposób jednak nie być mu wdzięcznym za spowodowanie zmian w życiu bohatera. Zmian, które przeniosą nas w niezwykłe miejsca, niezwykłe okoliczności, pełne napięcia czasy.
Bardzo lubię czytać Mendozę, a znakomite tłumaczenie Tomasza Pindela oddaje niezwykły urok jego najnowszej opowieści. Płynie się nią wraz z sympatycznym bohaterem, nie pozbawionym wrażliwości ale i typowej dla jego wieku bezczelności. Bardzo dobrze patrzy się na świat jego nieco zdziwionymi oczami, bardzo dobrze omija się z nim trudne decyzje i podąża za tłumem. Kolejne wydarzenia, zgrabnie ilustrowane cytatami (w językach najlepiej pasujących do miejsca, czasu, może do esencji samej opowieści), snują się raz wolniej, raz szybciej, często są wsparte na rozległym, opisowym tle, często oddają radość chwili, często wywołują rozgoryczenie. zawsze jednak podane są tak, że czujemy się, jakbyśmy byli ich uczestnikami. Panie i Panowie, pora poprawić kapelusze, odchrząknąć, wyprostować plecy. Król przyjmuje.
Pani_Ka Czyta
dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova za egzemplarz (pięknie wydanej!) książki