Zaraz po przeczytaniu Igrzysk Śmierci zabrałam się za lekturę drugiej części trylogii pod tytułem W Pierścieniu Ognia. Na przeczytanie całej serii wybrałam taki okres, że więcej siedziałam w domu, niż byłam w szkole. W piątki i soboty siedziałam do późnej nocy, ponieważ jeśli się wciągnę to mocno i nie liczę czasu. Podczas czytania tej książki dniami chodziłam niewyspana, lecz ani trochę nie żałuję.
W Pierścieniu Ognia opowiada dalszą historię Katniss Everdeen i Peety Mellarka, zwycięzców 74 Głodowych Igrzysk. Jak co roku zwycięzca (w tym roku zwycięzcy) muszą odbyć obowiązkowe Tournee Zwycięzców. Podczas wizyty w Kapitolu Prezydent Snow zagroził Katniss, że zabije wszystkie osoby, które ona kocha, aby przekonać ją, aby powstrzymała narastający bunt. Główna bohaterka orientuje się, że wszczęła bunt podczas Głodowych Igrzysk, gdy chciała zabić siebie i Peetę jedząc jagody łykołaka. Początkowo myśli, że musi dalej ciągnąć romans z Peetą, lecz Haymitch uświadamia jej, że musi BYĆ z Peetą. Podczas jednego z wywiadów Ceasarem Flickermanem Peeta oświadcza się dziewczynie. Ona, oczywiście, przyjmuje oświadczyny. W czasie przygotowań do ślubu Katniss się uszkadza. Peeta jest z nią i się nią opiekuje. Razem uzupełniają księgę roślin pana Everdeen. Po opublikowaniu zdjęć z sesji sukien ślubnych zostaje ogłoszone, że w następnych Głodowych Igrzyskach wezmą udział żyjący zwycięscy. Jak dalej potoczą się losy nieszczęśliwych zakochanych?
Nie zrobią mi krzywdy, bo nie grozi mi to, co wam. Nie został już nikt, kogo bym kochała.*
„W Pierścieniu Ognia wypadło lepiej, niż Igrzyska Śmierci. Z resztą, po przeczytaniu sama to powiesz.” Takie słowa wypowiedział mój kuzyn, któremu powiedziałam, że zabieram się za drugą część serii. Rzadko przyznaję mu rację. Jednak tym razem całkowicie się z nim zgadzam. W pierwszym tomie trylogii pełno było udawanych uczuć względem mojego ulubionego bohatera, a mianowicie Peety. Podczas Tournee i przygotowań do ślubu widać było, że Peeta wpływa na nią kojąco. W późniejszym czasie jej uczucie do niego się pogłębiało. Widać to w scenie, kiedy Peeta uderzył w barierę siłową i Finnick chciał mu zrobić sztuczne oddychanie. Autorka niesamowicie opisała uczucia Katniss i czułam się wtedy jakbym nią była.
W książce pojawia się dużo nowych postaci. Jedną z nich jest wspomniany wcześniej Finnick, trybut z Czwartego Dystryktu. Kolejną postacią jest Johanna z Siódmego Dystryktu, która próbowała poderwać Peetę (co wkurzało Kotną) paradując przed nim nago. Są także Pokręt i Wolt, ludzie z Trzeciego Dystryktu. Wszystkie z wymienionych postaci to te, które zostały najlepiej opisane przez Suzanne i są ściśle związane z głównymi bohaterami.
W Pierścieniu Ognia znajduje się więcej romansu, niż w Igrzyskach Śmierci. Jednak dominuje tu akcja. Cały czas coś się dzieje. Jest to starannie przemyślana i genialnie napisana całość. Nie znalazłam tu nic, co nie jest niesamowite. Książka nie porusza żadnych ważnych tematów, prócz miłości. Jednak jeśli chcecie oderwać się od otaczającego nasz świata jest to bardzo dobry wybór.
Plusami książki są (oczywiście) rozwinięte stosunki między Katniss i Peetą. Pojawiają się tu także nowe postaci, które są bardzo dobrze (choć nie bardzo szczegółowo) opisane. Dla mnie jak i mojego kuzyna, brata i mamy najlepsze co zostało umieszczone w tej książce to drugie Igrzyska.
Minusem są błędy stylistyczne i językowe, które się raz na święty czas pojawiają. Ja nikogo za to nie obwiniam, ponieważ, cytując moją poprzednią wychowawczynię: „Ten się nie myli co nic nie robi.” To w pełni się zgadzam. Błędy, które przyuważyłam (około 4 lub 5 góra) nie przeszkadzają w żaden sposób w czytaniu.Więcej minusów po przemyśleniu nie dostrzegam.
Ocena: Arcydzieło!
* cytat ze str. 319 (Johanna)