Dawno już nie miałam okazji przeczytać książki dosłownie o niczym, gdzie nic się nie dzieje. Książki bez ładu i składu, bez jakiegokolwiek celu i sensu. Książki, która wprawiła mnie w tak wielkie osłupienie, że z podziwu wyjść nie mogłam. Niestety, podziw mój wynikał wyłącznie z faktu, że którekolwiek wydawnictwo postanowiło książkę tę wydać... Szaleństwo, czy zamierzony zabieg? - myślałam. Gniot, czy sztuka przez wielkie S pisana?
I chociaż wiem, że nie mam monopolu na ocenianie literatury i w żadnym wypadku nie jestem wyrocznią, to obstawać będę przy swoim, że jest to wyjątkowo nieudana pozycja.
Książka o której mowa, to „Opowieści hrabiny” Anny Malinowskiej, wydana w formie e-booka, przez samą autorkę (fakt self publishingu w tym przypadku zupełnie nie dziwi). Bohaterami są tu zwierzęta, przedmioty, postacie z bajek, ludzie, w tym tytułowa Hrabina; postać nietuzinkowa, bo jeżdżąca nie konno, a na rowerze, posiadająca maniery damy...podwórkowej. Choć bohaterów liczba przytłacza mnogością, to w kwestii wyrazistości postaci, mnogości takiej już brak. Ot są to wymienione w moim odczuciu postacie, które nie wnoszą swoją obecnością niczego interesującego do opowiadań, czy w ogóle literatury jako takiej. Są wymienione z nazwy, opisane, nazwane i zdefiniowane, jednak pozostają zupełnie...bezpłciowe.
Z opowiadań, w których narratorką jest najprawdopodobniej Hrabina (wnieść można tak po tytule zbioru), wieje nudą i nonsensem. Są zupełnie irracjonalne. Nie wiem jaki autorka miała zamysł pisząc „Opowieści...”. Być może chciała wykreować świat wyjątkowy i nietuzinkowy. Trudno określić. Mogłoby na to wskazywać także ignorowanie momentami zasad ortografii i interpunkcji. Są to jednak tylko moje domysły, bo trudno mi uwierzyć, że Malinowska nieświadomie robi rażące błędy ortograficzne, a znaki przestankowe stawia bez ładu i składu, gdzie popadnie. Widać bowiem czasem, że autorka świetnie operuje językiem, wręcz bawi się nim, by za chwilę pisać w sposób niechlujny , prosty, a nawet prostacki. Widać też ogromne oczytanie autorki, poprzez liczne aluzje (mniej lub bardziej udane) do klasyków literatury: Szekspira, Żeromskiego, czy Hemingwaya.
A może jej zamiarem było obśmianie ludzkiej głupoty , bieganiny za przyjemnościami?
Przechodząc do formy zbioru: „Opowieści Hrabiny” to kilkanaście opowiadań, które nie dają się zaklasyfikować, ani zaszufladkować. To na pewno plus opowiadań. Są tu elementy baśni (poprzez nawiązania do postaci i przedmiotów baśniowych), groteski, elementy poetyckie (kilka wierszy jakości nie odstępującej od całości utworu). I tu pojawia się kolejny raz stwierdzenie: niestety. Niestety, nie jest to groteska w wydaniu Gombrowicza, baśnie są chyba z piekła rodem, poetyckość zaś momentami nawiązująca do tej stworzonej przez Bruno Schulza, nie dorównuje jej poziomem. Wszędzie panuje chaos. Opowiadania, niczym snute przez konfabulujące dziecko lub osobę chorą psychicznie, są jakby pisane w pośpiechu. Są niczym senne majaki, widziadła, zmory. Tu większość opisywanych wydarzeń, czy bohaterów jest brzydka i plugawa. Używając języka autorki, trzeba byłoby stwierdzić wręcz, że wszystko oblepione jest kałem...Pomimo ogromnego nieładu, opowiadania łączy osoba narratorki, a także niektóre postacie, które pojawiają się w kilku opowieściach snutych przez Hrabinę. Nie są to jednak opowieści, które następują po sobie w układzie chronologicznym. Czas, a nawet przestrzeń w tym utworze nie mają najmniejszego znaczenia, wręcz wcale nie istnieją. I tu pojawia się kolejne pytanie: w jakim celu. I kolejny raz stwierdzić muszę, że jest to dla mnie niewiadoma, wręcz czysta abstrakcja.
Choć książka pani Malinowskiej nie przypadła mi zupełnie do gustu, nie można odmówić jej nietypowości, stworzenia bardzo charakterystycznego, wyjątkowego klimatu, który można poczuć jedynie przy lekturze opowiadań. Być może wpływ na to ma zawód autorki „Opowieści Hrabiny” (jest ona malarką), być może jej nietypowa wrażliwość. Jej obrazy ilustrują opowiadania.
I podobnie jak owe opowiadania, także obrazy zamieszczone w książce oderwane są od rzeczywistości i realności.
Po lekturze tej dziwnej książki, stwierdzić można jeden fakt: zdecydowanie malarstwo jest dziedziną w której Anna Malinowska spełnia się i odnajduje. I tej dziedzinie sztuki powinna zostać wierna. Literatura bowiem, to chyba nie jej teren.