Czy marzyliście kiedyś o wielkiej sławie? Żeby mieć mnóstwo fanów, którzy obserwowaliby każdy wasz krok? Mieć milion obserwujących w mediach społecznościowych? I żeby każda gazeta pragnęła zrobić z wami nie jeden wywiad? Niestety, ale takie życie ma również swoje cienie. Przekonała się o tym (i to dość boleśnie) Emily Marr… Wdając się z romans z żonatym lekarzem, Arthurem Woodhallem, nie przeczuwała nawet, ile problemów sprowadzi to na jej głowę. Pragnęła tylko być kochaną i móc kochać mężczyznę, stanowiącego cały jej świat. I chociaż każda z nas na pewno sobie zdaje sprawę z tego, jak z reguły takie romanse się kończą, to w tym konkretnym przypadku miało być zupełnie inaczej. Lecz jedna, krótka, ale obfita w mocne słowa rozmowa telefoniczna, a w następstwie pewne makabryczne wydarzenia wszystko psują… Emily zostaje wręcz zlinczowana, w gazetach wypisują o niej sama bzdury, a biedna dziewczyna popada w coraz większą depresję… Gdzieś indziej i trochę później, młoda dziewczyna tuła się od ulicy do ulicy, od latarni do latarni… Szuka wsparcia i pomocnej dłoni. Odnajduje ją całkiem przypadkiem, po tym jak włamuje się do jednego z pobliskich domów. Poznaje Emmie, zamkniętą w sobie i tajemniczą osóbkę. Z czasem jednak wychodzą na jaw coraz dramatyczniejsze sekrety, które z pewnością odcisną piętno na wszystkich bohaterkach tej historii…
Z autorką, czyli Louise Candlish, nie miałam do tej pory styczności, nie wiedziałam więc czego mogę spodziewać się po tej konkretnej powieści. I niestety, ale jest to dość specyficzna historia. Przez większość czasu dzieje się bardzo mało, akcja wlecze się jeszcze wolniej niż ślimak, starający się przejść na drugą stronę chodnika, żeby prawie na sam koniec przyspieszyć niczym gepard czy struś pędziwiatr. Może ze względu na specyficzne i dość zaskakujące ostatnie sceny moja ocena wywindowała się nieco wyżej niż to zamierzałam zrobić pierwotnie. Nie polubiłam prawie żadnego z bohaterów. Artur Woodhall na każdym etapie zdawał mi się gburem i strasznym egoistą. Tabby była za to strasznie naiwna i irytująca swoim zachowaniem. Emmie… Zdawała się być idealna, ale z drugiej strony wiecznie coś mi w niej nie pasowało; niby chciała być pomocna i ciepła, ale z drugiej strony wszystko skrzętnie skrywała. Jedyną w miarę ciepłą postacią okazała się być Emily Marr. Do samego końca miałam cichutką nadzieję, że wszystko zakończy się pozytywnie i po jej myśli. Historia ta ukazuje, jak łatwo jest zniszczyć czyjeś życie, poprzez paskudne oskarżenia. W pewnym momencie czytelnik może odnieść wrażenie, że często dajemy się ponieść swoim własnym osądom, nie próbując wysłuchać drugiej strony i chociaż spróbować zrozumieć jej stanowisko. Autorka dysponuje lekkim stylem, ale nawet on nie był w stanie pomóc mi jakoś lepiej odebrać tę książkę. Po samym tytule, jak i opisie spodziewałam się czegoś w rodzaju trzymającego w napięciu thrillera psychologicznego. A to co czytelnik tutaj otrzymuje to nic innego jak mieszanka ckliwego romansu, odrobinę kryminału i dużą szczyptę dramatu. Szkoda jedynie, że ta mieszanka nie jest wybuchowa.