Ostatnimi czasy ta książka bardzo często przewijała mi się przed oczami, kiedy przeglądałam czytelnicze media społecznościowe. Większość recenzentów była nią wprost zachwycona, poczułam więc i ja zaciekawienie, chociaż zwykle jestem ostrożna jeśli chodzi o zaufanie do opinii innych. I cóż, po lekturze jestem zaskoczona, bo spodziewałam się po niej czegoś innego, zupełnie innej historii, ale przy tym dalej utrzymuję w sobie nieco krytyczne podejście do internetowych recenzji :).
"Las znikających gwiazd" to opowieść o młodej kobiecie wychowanej w lesie, która w dramatycznych czasach wojny i niemieckiej okupacji, nie tylko ma tam swoje schronienie, ale też pomaga innym odnaleźć bezpieczną przystań w wojennej zawierusze. Yona, bo takie nosi imię nasza bohaterka, w tych naprawdę trudnych, tragicznych dniach odnajduje swoje przeznaczenie i zmienia życie...
Już na początku przyznam, że mam problem z tą powieścią, z jej w miarę obiektywną oceną. Z jednej strony wyróżnia się ona na tle innych, ale pod pewnymi względami powiela schematy znane z innych wojennych obyczajówek. Na jej korzyść przemawia pomysł, tematyka i miejsce akcji, to, że autorkę zainspirowały prawdziwe wydarzenia. Chwilami nie mogłam się oderwać, opisy życia w lesie, ukrywania się, naprawdę mnie zaciekawiły. Problem w tym, że ogólnie wykonanie jest tu takie sobie. Nie znaczy to, że są jakieś błędy, ale pewna banalność, melodramatyczność i naiwność wyzierające opowieści denerwowały mnie i przywoływały mi na myśl inne tego typu książki.
Irytowało mnie to zwłaszcza w postaci głównej bohaterki, która jako wychowanka tajemniczej kobiety (kogoś w rodzaju szeptuchy) i lasu powinna mieć w sobie więcej ostrożności, mniej bezmyślności, więcej opanowania, mniej porywów serca. Nie podobało mi się, że była taka stereotypowa - z jednej strony silna, nieustraszona, potrafiąca odnaleźć się w lesie, z drugiej jednak krucha, podatna na zranienia, łatwowierna. O pozostałych bohaterach nie powiem zbyt wiele, bo zostali nakreśleni dość pobieżnie, a szkoda, bo na przykład postać Jeruszy była naprawdę nietypowa i chętnie poczytałabym więcej na jej temat.
Akcja tej książki rozgrywa się głównie w lesie i to jest bardzo nietypowe i interesujące. Rzadko spotykane jest też podejście do czasu akcji - mamy tu wojnę, okupację, czuć lekko atmosferę zagrożenia, widać wszelkie zło z nią związane, ale przy tym rozgrywa się ona w tle, blisko, a jednak gdzieś daleko. Oczywiście każdy bohater odczuwa skutki wojennej zawieruchy, ale zarazem autorka w snuciu swojej opowieści skupia się bardziej na tym, czego oni doświadczają w lesie, o ich przetrwaniu w dzikich ostępach, jak też o tym, że "w lesie poznajemy, jacy jesteśmy naprawdę".
Co mogę powiedzieć więcej? Jest tu sporo emocji, zapewne wielu czytelników może poczuć poruszenie, czy wzruszenie losami bohaterów. Mnie jednak pewna ckliwość, wręcz wspomniana melodramatyczność raczej nie zachęcała do roztkliwiania się nad tą opowieścią. Jeśli ktoś jednak lubi takie klimaty, to myślę, że może mu się spodobać "Las znikających gwiazd" i być może dołączy do rzesz przejętych czytelników. Nie będę więc odradzać lektury, bo jako całokształt nie była zła, ale zarazem nie będę jej polecać, bo mnie nie do końca porwała.
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.