„Nec temere, nec timide. Uśmiechnął się i pochwycił jej dłoń. Podróż więc nadal trwała?''
Jakiś czas temu skończyłam swoją przygodę z trylogią o Zosi Knyszewskiej i jeśli dobrze pamiętacie, wywarła na mnie spore wrażenie i stała się jedną z ulubionych historii. Tematy poruszane przez Hannę Cygler w książkach wydają się na pierwszy rzut oka niedostępne dla zwyczajnych ludzi, a tak naprawdę większość z nas się z nimi zetknęła. To jeden z wielu elementów za które lubię twórczość tej autorki i mam do niej pewne zaufanie, ponieważ wiem, że za każdym razem będzie potrafiła mnie czymś zaskoczyć. Tak też było z nową pozycją, która całkiem niedawno temu ukazała się na rynku, a mowa tu o W cudzym domu. Może nie jest tak świetna jak chciałabym, żeby była, ale spędziłam z nią naprawdę przyjemnie czas i z pewnością jeszcze kiedyś do niej wrócę.
Louise de Sokolowski to dziewczyna pełna marzeń, która nie musi zamartwiać się kolejnym dniem, jest szczęśliwa i ufa bezgranicznie swojej matce. Ale do czasu... Kobieta, Joachim von Eistetten i Dmitrij Szuszkin w dziwnym zbiegu okoliczności trafiają do Warszawy, chcąc rozpocząć nowe życie. Jednak nikt nie spodziewa się takiego obrotu spraw - bohaterowie zostaną sobie przedstawieni, choć nie zawsze w przyjaznych sytuacjach. W książce wraz z postaciami przemierzymy wiele państw - Berlin, Paryż, Gdańsk, Warszawę, miasta carskiej Rosji, a miejsca te staną się tłem intryg, spisków, miłości... Ich życie nie będzie usłane różami, będą napotykać na swych drogach wiele przeszkód i stać krok od śmierci...
Sięgając po tę powieść, byłam niezwykle ciekawa tego, jak poradziła sobie autorka z usytuowaniem fabuły w XIX wieku i muszę przyznać, że dość realistycznie przedstawiła tamten okres. Chociaż chwilami miałam wrażenie, że czytam o współczesności, ale o ile wiem taki cel chciała osiągnąć Hanna Cygler. I tak też zrobiła.
Nie będę nikogo oszukiwać, ale miałam naprawdę ogromne oczekiwania co do tej książki i pewnie to trochę zaważyło na mojej ocenie. Trylogia charakteryzowała się szybko mknącą akcją i bohaterami, którzy potrafili wywołać wiele emocji. Tutaj jednak miałam wrażenie, że akcji praktycznie rzecz biorąc nie ma, a historia jest rozciągnięta do maksimum. Było wiele fragmentów, których według mnie nie powinno tu być - były niepotrzebne i jedynie wywoływały znużenie. Pomimo tego pisarka po raz czwarty udowodniła mi, że jej historie mogą porwać czytelnika w świat pełen kłamstw i intryg pomimo pewnych mankamentów. Postaci są barwne i wyraziste, a przede wszystkim główna trójka - Luiza, Joachim i Szuszkin. To ich perypetie mnie absorbowały i byłam ich niezwykle ciekawa, chociaż szkoda, że na wszystko musiałam niezwykle długo czekać. A to z kolei było trochę irytujące.
Historia opowiedziana przez Hannę Cygler jest nad wyraz interesująca, a miejsca które wraz z bohaterami przemierzamy mogą nas wiele razy oczarować i sprawić, że w przyszłości do nich wrócimy. Walka bohaterów ze słabościami, odkrywanie swoich tożsamości i upór w dążeniu do obranych przez siebie celów, mogą być inspiracją dla nas - chcących zmienić coś w swoim życiu. Uważam, że warto zapoznać się z tą powieścią historyczną, chociaż bez wątpienia jest gorsza niż trylogia o Zosi Knyszewskiej.