Aż chce się krzyczeć: Vive la France! Aż chce się za Mickiewiczem powtarzać w kółko: „Polały się łzy me czyste, rzęsiste, na me dzieciństwo sielskie, anielskie”. Aż chce się wszystko rzucić, spakować kilka najpotrzebniejszych rzeczy w plecak i ruszyć do Prowansji.
A wszystko to wina, a może zasługa Marcela Pagnola, który w cudowny sposób swoje wspomnienia z lat młodości spisał na kartach zebranych w cyklu „Wspomnienia z dzieciństwa”, które otwierają „Chwała mojego ojca. Zamek mojej matki”. I dodać należy, że wspomnienia te spisane są językiem niezwykle dowcipnym i żywym, który momentami jest językiem kilkuletniego chłopca opisującego swój świat, momentami zaś językiem równie zabawnym, lecz używanym przez dorosłego już mężczyznę, patrzącego na świat z perspektywy wielu przeżytych już lat.
Wspomnienia Marcela Pagnola mogłyby dla wielu stanowić wzór do pisania autobiografii. Po pierwsze dlatego, że jest o czym pisać – Pagnol życiorys ma przebogaty. Po drugie, ponieważ lektura ta nie jest żmudna i nudna, a porywa czytelnika w swe nurty, niczym rwąca rzeka.
Jak bardzo nietuzinkową postacią był Marcel Pagnol, świadczy jego bogaty życiorys, jak i przywołane przeze mnie wspomnienia „Chwała mojego ojca” i „Zamek mojej matki”. Choć książka opisuje bardzo wczesne lata młodości tego niesamowitego człowieka, to z lektury tej wyrasta przed naszymi oczami postać niezwykłego dziecka, z którego wyrósł w późniejszym czasie niezwykły dorosły! Bo Marcel Pagnol, śmiało powiedzieć można, był człowiekiem renesansu, człowiekiem orkiestrą, o różnych pasjach, wielu zamiłowaniach i rozlicznych talentach. Świetny dramaturg, autor niezwykle popularnych komedii, pisarz, reżyser filmowy. We Francji był i nadal pozostaje postacią nieomal kultową, która jako pierwszy w historii filmowiec, została członkiem słynnej Akademii Francuskiej (towarzystwo naukowe założone w 1635 roku w Paryżu przez kardynała Richelieu, za panowania Ludwika XIII. Wstąpienie w jego grono należy do dziś do bardzo prestiżowych osiągnięć, a należą do niego wyłącznie osoby o wybitnych zasługach dla kultury francuskiej). O niezwykłości postaci Pagnola świadczy też chociażby fragment „Chwały mojego ojca”, w którym w bardzo dowcipny sposób tłumaczy, w jaki sposób można zostać członkiem owej Akademii. By jednak zachęcić do lektury książki, zachowam ten sposób w tajemnicy.
„Chwała mojego ojca. Zamek mojej matki” wydane przez Wydawnictwo Esprit, okraszone są obrazkami drugiego z francuskich mistrzów: Jean-Jacquesa Sempé, znakomitego rysownika, autora m.in. rysunków do opowiadań o Mikołajku, twórcy niezapomnianej galerii portretów małych urwisów. Jakie ma to znaczenie dla treści książki? To sugestia, że wspomnienia Pagnola to opowieść o małym urwisie! Ale urwisie o gołębim sercu (po matce) i niezwykle przenikliwym umyśle (po dziadku i ojcu).
Z lektury tej książki wynurza się również obraz człowieka niezwykle ciepłego, nie pozbawionego jednak ironicznego i szyderczego momentami stosunku do rzeczywistości. Marcel Pagnol w sposób prześmiewczy opisuje ludzką naiwność, głupotę, ale robi to z niezwykłym wręcz wyczuciem i taktem! Mnie ujęło przede wszystkim w takim sposobie ukazania ludzkich słabości ciepło i sympatia, a także szacunek Pagnola dla drugiego człowieka. Piętnowane są tu bowiem pewne nasze cechy jako gatunku, ale nie ludzie sami w sobie. Książka ta porusza wiele kwestii, przybliża wiele istotnych spraw, aktualnych również dzisiaj, wiele lat po ich spisaniu.
Książka momentami jest przezabawna. Czytając ją, dosłownie ryczałam ze śmiechu, np. przy opisie wyobrażeń małego Marcela na temat przyjścia na świat kuzyna. Noworodka, którego dorośli określili jako „syna starego”, który okazał się być wielkim rozczarowaniem dla Pagnola i w chwili urodzenia zamiast spodziewanych 68 lat, miał z 68-latkiem wspólną tylko pomarszczoną skórę i łyse czoło...W mistrzowski sposób autor ukazał dziecięcy świat, z jego troskami, radościami, okrucieństwem biorącym się z naiwności, czy niewiedzy dziecka, z jego niebezpiecznymi zabawami, mogącymi dorosłych przyprawić o gęsią skórkę i zawał. „Chwała mojego ojca. Zamek mojej matki”, to modelowe ukazanie chłopięcego świata, jego pasji, pierwszych autorytetów, pierwszych „męskich zabaw”, pierwszych przyjaźni, pierwszej prawdziwej szkoły przetrwania. To także trafne spostrzeżenia na temat świata dorosłych, widziane oczyma dziecka, demaskującego nasze zakłamanie i obłudę, a także tęsknotę za beztroską: „Wtedy po raz pierwszy zrozumiałem, że dorośli nigdy nie robią tego, co im się podoba i że są niemądrzy”.
Oprócz tego Marcel Pagnol przemycił w swoich wspomnieniach mnóstwo informacji z politycznego, czy kulturalnego, życia Francji z przełomu XIX i XX wieku. By czytelnik mógł się w nich odnaleźć bez problemu, dodano dość liczne przypisy do tekstu, które prawdopodobnie są efektem wysiłku tłumaczy „Chwały...”.
Choć niektóre z informacji są dość dobrze naświetlone, by nadać autentyzmu opowieści snutej jednak przez narratora – dziecko, Pagnol w wielu miejscach opisuje niektóre wydarzenia w sposób chaotyczny, szczątkowy, przekręcając często nazwy miejsc, zdarzeń, czy faktów. To sprawia, że utwór jest niezwykle spójny, choć celowo wprowadzono doń „dziecięcy” chaos. Na szczęście język ów daleki jest od infantylizmu.
We wspomnieniach Pagnola brakuje mi trochę opisu jego matki. Choć tytuł wspomnień „Zamek mojej matki” wskazuje, że poświęcił jej sporo miejsca, jednak na tle innych postaci tej książki wypada ona niezwykle blado i mało wyraziście. Jest w zasadzie bardzo mało widoczna, czego przyczyną może być albo jej dość szybka śmierć, albo fakt odegrania bardzo dużej roli w życiu Marcela Pagnola mężczyzn: dziadka, ojca i wuja Juliusza, ale także i jego pierwszego, małego przyjaciela, w osobie Lili. A może jest to wynik obydwu tych czynników. Tak, czy inaczej, duma Pagnola z rodziców przebija nieomal z każdej strony książki, która w moim odczuciu jest hołdem im złożonym. Jednak zagadką pozostaje dla mnie, co tak naprawdę było największą, tytułową chwałą ojca: duma z osiągnięć syna, czy jednak duma własna, związana z myśliwskimi triumfami.
Zakończenie książki stanowi jakby odrębną jej część, podsumowującą dzieciństwo. To bardzo nostalgiczne rozliczenie Pagnola z przeszłością. Pagnola doświadczonego przez los, lecz wciąż cieszącego się życiem. Jak sam napisał: „Takie jest ludzkie życie. Trochę radości – bardzo szybko zatartych przez troski, o których nie da się zapomnieć.”
I tak, jak nie da się zapomnieć łatwo o troskach i radościach, tak ja nie zapomnę o wspomnieniach Marcela Pagnola. I z wielką przyjemnością sięgnę po kolejną ich część.
*Dziękuję serdecznie Wydawnictwu Esprit za przekazanie mi egzemplarza recenzenckiego!