Czytałam już wiele romansów historycznych. Niektóre chwytały mnie w szpony swych fantastycznych fabuły i nie wypuszczały, aż przewróciłam ostatnią stronę. Inne miałam ochotę podrzeć, spalić i zakopać głęboko w ziemi. Do tej pory nie zdarzyło się jednak, bym trafiła na powieść (wpisującą się w gatunek romansu historycznego), przy której usypiałabym. Powieść, której kartki przewracałam nie z rosnącą fascynacją i uśmiechem na ustach, ale uporczywie ziewając. Mówi się, że zawsze musi być ten pierwszy raz i wreszcie - niestety -trafiłam na utwór, który wynudził mnie co niemiara.
„Czarny opal” autorstwa angielskiej pisarki tworzącej mi. in. pod pseudonimem Victoria Holt to powieść, która miała ogromny potencjał. Dziecko nieznanego pochodzenia znalezione pod krzewem azalii, dorastanie w nieprzychylnym środowisku, odkrycie swej tożsamości, zbrodnia, dalekomorskie podróże statkiem, trzech adoratorów – każdy z tych elementów budujących fabułę mógł przełożyć się na doskonałą, niesamowitą i wciągającą opowieści. Niestety, żaden z tak wiele obiecujących wątków nie został umiejętnie rozwinięty, a wszystko z powodu zastosowanej przez pisarkę pierwszoosobowej narracji i skąpych opisów.
Rolę narratorki pełni w powieści główna bohaterka Carmel March, która jako noworodek została odnaleziona przez ogrodnika państwa Marline pod krzewem azalii – w takim momencie rozpoczyna się historia dziewczynki, którą przygarnęło doktorostwo mieszkające w posiadłości Commonwood House. Carmel opowiada historię swojego dzieciństwa i młodości – autorka nie zdecydowała się na przyspieszenie akcji, na czasowy przeskok, wszystkie wydarzenia, które mają miejsce w powieści są przedstawiane w sposób chronologiczny. Niestety opowieść snuta przez bohaterkę, przypomina historię opowiadaną przez dziecko, a nie przez kobietę. Carmel do końca powieści jawiła mi się jako odziana w róże, słodziutka, naiwna dziewuszka.
Czytelnik poznaje tylko te fakty, które zna Carmel, autorka z uporem unika rozbudowanych opisów postaci, czy też bardziej ekscytujących wydarzeń, które stają się udziałem bohaterki – mamy na przykład scenę sztormu, która dobrze opisana z pewnością podniosłaby napięcie, jednak już na samym początku bohaterka przebywająca na statku mdleje, by obudzić się na suchym lądzie. Do końca powieści nie dowiemy jak wyglądają bohaterowie, w co się ubierają, nie uświadczymy szczegółowych opisów miejsc. Również wszelkie zwroty akcji jakie próbowała wprowadzić autorka są mdłe i nieefektowne. W pewnym momencie życie Carmel zaczyna przypominać bajkę. W powieści dominuje lukrowy, słodki klimat, który momentami wywoływał we mnie mdłości. Gdzieś w tle przewija się intryga związana z morderstwem pani Merline, jednak i tu autorka nie umiała wykorzystać potencjału tego wątku.
Również wątek romansowy utrzymuje niski poziom. „Czarny opal” jest utworem, który bez problemu mogłyby czytać już dziesięciolatki. W powieści nie występuje żadna pikantniejsza scena. Victoria Holt po raz kolejny nie wykorzystała możliwości jakie dało jej wprowadzenie do książki aż trzech adoratorów. Lawrence, Lucian i James są postaciami nijakimi. Każdy z bohaterów tylko raz okazał się pomocny Carmel i to w okresie, kiedy ta była dzieckiem. Mężczyźni pojawiają się ponownie w życiu bohaterki, kiedy ta jest już dorosła. Związek jaki łączy Carmel z bohaterami do końca powieści przypomina przyjaźń, a nie głęboką miłość – w tych związkach brakowało mi iskry. Autorka nie pokusiła się o scharakteryzowanie bohaterów, o opis ich wyglądu, przez to wszyscy trzej, pozostali dla mnie postaciami nie zindywidualizowanymi i nudnymi jak flaki z olejem.
Kolejnym minusem jest to, że autorka nie podała okresu historycznego, w którym osadzona została akcja powieści, z tego powodu wiele działań Carmel wydało mi się niezwykle współczesnych i nie na miejscu – bohaterka podróżuje bez niczyjej opieki, ze swymi męskimi przyjaciółmi spotyka się w restauracjach. W powieści brakło mi historycznej otoczki, dla której tak bardzo lubię czytać romanse historyczne. Wskazówkę, o tym ,w jakim czasie rozgrywa się akcja dostaje czytelnik dopiero w ostatnim rozdziale książki. Carmel mówi o nadejściu nowego wieku i wspomina o śmierć królowej Wiktorii, wypływa z tego wniosek, że wydarzenia rozgrywające się w „Czarnym opalu” mają miejsce w okresie 1870 – 1902.
„Czarny opal” to najsłabszy romans historyczny jaki zdarzyło mi się przeczytać. Historia jest nudna, bohaterowie nijacy, wątek romansowy stanowił ogromne rozczarowanie. W całym utworze brakowało mi chociaż jednej sceny, która wprowadziłaby napięcie. Jeżeli Carmel napotyka jakieś problemy to autorka natychmiast ją z nich wyciągała i to w bardzo nudny sposób – wszystko rozwiązuje się niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Sceny, które z założenia miały być dramatyczne, ze względu na „niesamowite” i błyskawiczne rozwiązania raczej mnie śmieszyły swoją naiwnością, niż ekscytowały, czy poruszały.
W powieści Victorii Holt nie znalazłam ani jednego elementu, który by mnie oczarował. Zdecydowanie nie polecam tej powieści miłośniczkom pasjonujących i nastrojowych romansów historycznych. W „Czarnym opalu” nie ma ani pasjonujących wydarzeń, ani niesamowitych bohaterów, natomiast niemal z każdej kolejnej strony wieje przerażającą nudą.