W swoim dorobku ma dziesiątki powieści dla dzieci i młodzieży, kilka humorystycznych opowieści o raz kryminały. Z tych ostatnich zresztą zasłynęła w szerokim świecie, zdobywając uznanie wśród czytelniczego światka. Norweżka Unni Lindell poszczycić się może powieściami kryminalnymi, które podbijają serca zarówno zwykłych czytelników, jak i krytyków, co uwidoczniło się zdobyciem przez Lindell Nagrody Rivertona w 1999 roku, czyli nagrody literackiej rokrocznie przyznawanej za najlepszy tekst kryminalny, który ukazał się w Norwegii.
Do niedawna polscy czytelnicy mieli okazję poznać tylko jedną powieść autorki, „Czerwony kapturek”. Jednak na rynku pojawiła się jej druga powieść „Miodowa pułapka”, wydana przez Czarną Owcę, co może jest światełkiem w tunelu i książki norweskiej pisarki będą tłumaczone na polski częściej.
„Miodowa pułapka” to rasowy kryminał, w którym dość szybko wytypowany zostaje podejrzany o zbrodnię, a właściwie krąg podejrzanych, wśród których z całą pewnością znajduje się winowajca.
Sprawa rozpoczyna się od zaginięcia siedmioletniego chłopca, w którego poszukiwania angażuje się miejscowa policja. Gdy jakiś czas później w wyniku potrącenia ginie młoda Łotyszka, policja doszukuje się powiązań między obiema sprawami. Co może łączyć obie sprawy, to zagadka godna poświęcenia uwagi i wypicia niejednej kawy podczas lektury.
Krąg podejrzanych jest niezwykle ciasny, a dodatkowo każda z osób ma coś za uszami, co mocno uprawdopodabnia możliwość popełnienia morderstwa. Autorka żongluje informacjami jak żongler piłeczkami, podrzucając to tu, to tam informacje komplikujące obraz sytuacji, i rzucając coraz to nowe światło na sprawę. Jednocześnie rzuca podejrzenia na wszystkich, ukazując takie ich cechy charakteru, czy takie skłonności, które mogłyby doprowadzić do tragedii.
Powieść podzielona jest na krótkie fragmenty, które czyta się ekspresowo. Intrygująca fabuła i lekki język dodatkowo przyspieszają czytanie, bo z książką i jej bohaterami trudno się rozstawać. Pomimo, że są to postacie niejednoznaczne, często odrażające. Nie tylko podejrzani są emocjonalnie popaprani. To samo powiedzieć można o prowadzących śledztwo: zaborczy szef Cato Isaksen, próbujący pokazać nowej podwładnej, kto tu rządzi; Marian, kichająca na dyscyplinę, przyprowadzająca do pracy psa.
Branie się za bary z przestępcą, to tak naprawdę tylko namiastka tego, co można przeczytać w „Miodowej pułapce”. Bo tu zetknąć można się z innymi dodatkami, w postaci uprzedzeń, pedofilii, szantażu, sadyzmu. Prawdziwe bagno zaczyna się dalej, bo prawdziwa miodowa pułapka zastawiona została misternie, uknuta z precyzją.
Jak już wspomniałam wcześniej, to co może zachwycić, to mnogość podejrzanych, wśród których można przebierać jak w ulęgałkach. Raz winą obarczać można braci Khan, by za chwilę podejrzliwie przyglądać się braciom Nyman, lub ostrożnie i lękliwie spoglądać w stronę introwertycznej Very Mattson. I dzięki temu lekturze towarzyszą ciągłe wątpliwości, ciągła niepewność i wahanie. Lęk przed tym, co nastąpiło i co jeszcze może się przydarzyć.
Zaskakujące zakończenie, to również duży plus. Wątek kryminalny poprowadzony został ciekawie przez całą powieść i równie intrygująco zakończony, podkreślając dobitnie, że zło drzemie w ludziach, a w zanadrzu każdego człowieka czai się szaleństwo, które wyzwolić się może pod wpływem impulsu. Bardzo dobra pozycja. Polecam!