Myślę, że ktoś, kto w księgarni zobaczy tę książkę, nie pomyśli, że to książka o kobiecie i kobiety umierającej na raka, która zostawia dwóch małych synów. Taka kolorowa, jasna. Ale takie miało być przesłanie tej książki. Książka miała być pocieszeniem dla rodziny, którą zostawiła. Tak czy siak, ja tam mocno się tą książką wzruszyłam i przejęłam. Bohaterka i narratorka Nina to moja prawie równolatka. Ma 38 lat, męża, którego kocha, synów, którzy są fajni. Ma zainteresowania i w ogóle się spełnia w życiu. Jej matka umiera na raka, ale że tak szybko i ona zachorowała, pomimo, że badania genetyczne nie wykazały u niej tego genu rakowego, to już jest złośliwość losu. Tak myślałam czytając tę książkę. Najgorzej, że to się zdarzyło naprawdę.
Choroba i terapie Niny Riggs trwały około dwa lata, na tyle, żeby zdążyć napisać tę książkę, przeżyć śmierć matki, zabrać męża do Paryża, a chłopców do disneylandu. Mimo pogodnego tonu książki, takiego bardzo przemyślanego, wydaje mi się, że ze śmiercią w tak młodym wieku, mając rodzinę, nie można się oswoić. Pomimo przemyślanego jako pogodny i pogodzony, a nawet stoicki, tonu pamiętnika, książka rozrywa serce, bo pokazuje wielkie nieszczęście tej szczęśliwej rodziny. Nina Riggs opowiada o leczeniu, o badaniach, o objawach choroby, o etapach nieskutecznej kuracji, o cierpieniu i niepewności i o tym, jak oswajała synów i męża z chorobą, aż wreszcie, gdy lekarka stwierdziła przerzuty do kręgosłupa - o oswajaniu siebie i bliskich ze śmiercią, o tym, co jeszcze robiła, żeby synowie i mąż pamiętali ją jak najlepiej.
Nasunęło mi się skojarzenie z 'Chustką' Sałygi, też przejmującą książką o umieraniu kobiety, matki chłopca. Różnica leży w gatunku literackim, 'Chustka' to zebrane w książkę posty z bloga autorki, a 'Jasna godzina' to przemyślany pamiętnik, podzielony na 4 etapy choroby, przemyślany literacko. Jak wiadomo, posty pisze się na bieżąco, codziennie lub co kilka dni, w 'Chustce' było więc dużo opisów wymiotów i bólów. Poza tym, opisy szukania pieniędzy na kuracje. Obawa o syna była taka sama, tak samo przeszywająca serce.
W 'Jasnej godzinie' mamy opisy kuracji, szpitali i procedur amerykańskich. Troszkę 'szczęka opada'.
Jeszcze jedna sprawa mnie zadziwiła w tej książce. Amerykańskie procedury pochówku. Autorka opowiada o śmierci swojej matki, nie oszczędzając detali, a więc jak wyglądało ciało matki, jak przebiegała kremacja. W każdym razie mówi o widoku matki ze zszytymi powiekami i ustami. Dla mnie to było przerażające i niewyobrażalne.
Ale czy w Polsce, jak w 'Chustce', czy w USA, jak w 'Jasnej godzinie', choroba i śmierć są potężniejsze niż ludzkie starania. Książkę warto przeczytać, żeby sobie uświadomić, że z jednej strony śmierć jest straszna, a z drugiej strony, że można zachować w chorobie człowieczeństwo i szczęście rodzinne.