"Poza dębem na Zielonej nie było nic. Stare kamienice straszyły popękaną i odrapaną elewacją, chodnik czyhał na przechodniów powyrywanymi kostkami brukowymi, a dziury w jezdni szczerzyły się bezczelnie."
Autorkę poznałam przy okazji "Zapomnianej piosenki"" i już wtedy zaskarbiła sobie moją sympatię a ja zakochałam się w Jej piórze. Od tamtej pory historia Dominika i pana Ksawerego ma swoje miejsce w moim sercu. Wiedziałam, że będę chciała poznać inne powieści tej autorki.
Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Dragon mogłam się wprowadzić na Zieloną :)
Zielona 13 to ulica jakich wiele, tak jak kamienica mieszcząca się przy niej. Nie wyróżnia ją nic szczególnego. Mieszkają w niej ludzie, z których każdy ma swoje problemy, troski, pragnienia czy marzenia. Ale co znajdziemy za fasadą zwykłej normalności?
Szczepan nie może się pozbierać po odejściu żony, Aldona związała się z młodszym od siebie mężczyzną, Radosław vel Radeo to facet marzący o wielkiej karierze aktorskiej, Roman to amator mocnych i wysokoprocentowych trunków, Mariolka, która chowa się za sztucznymi paznokciami i wyzywającym makijażem jednak jak wiadomo pozory lubią mylić, pani Stasia, która jest nieocenionym osiedlowym monitoringiem, której wątek niezwykle mnie ujął i rozczulił i wreszcie Krzysztof i Elwira, którzy stoją przed niesamowitym wyzwaniem jakie niesie za sobą rodzicielstwo.
W budynku, jak to zazwyczaj bywa, każdy żyje sobie. Mieszkańcy jednak jednoczą siły w obliczu nowej inwestycji jaka ma powstać na parterze kamienicy. Przy tej okazji na jaw wychodzi, że tak naprawdę nikt nic o sobie nie wie. Tak bardzo popularna jest anonimowość w dzisiejszym świecie, że nie zdajemy sobie sprawy z tego, kto żyje za ścianą. Żyjesz sobie tak, by ani nie zawadzać nikomu ani żeby nikt cię o nic nie prosił. A przecież tak naprawdę nikt nie jest samotną wyspą, zwłaszcza kiedy się mieszka w kamienicy.
"W lecie na Zielonej bywało całkiem ładnie. Możne nie było tak do końca zielono, ale przynajmniej słońce robiło swoją robotę. Dzieciaki oblegały pobliski trzepak, nawet trawa rosła gdzieniegdzie i jakoś tak ludziom bardziej chciało się żyć. Sąsiadki gromadnie wychodziły na ławkę obok jednego z bloków, żeby (jak mówiły) "podziwiać przyrodę", a tak naprawdę swoich sąsiadów i ładować się jak baterie plotkami z okolicy."
Autorka oddaje każdemu bohaterowi głos, przez co możemy zweryfikować nasz osąd z prawdą. Czy faktycznie jest tak jak oceniliśmy danego mieszkańca na początku czy może jednak kolejny raz sprawdzi się porzekadło, że nie ocenia się książek po okładce? Na ile my znamy swoich sąsiadów a ile z naszej wiedzy to domysły czy wyobrażenia?
Mówi się, że mój dom to moja twierdza ale o ile lepiej i na pewno łatwiej żyłoby się gdyby tylko otworzyć drzwi od swojego mieszkania i wyjść do ludzi. Może okaże się wtedy, że nie jesteśmy ze swoim problemem sami, ba, nawet możemy być dla kogoś pomocą czy rozwiązaniem. Pod płaszczykiem humoru i czasami puszczonego oczka autorka przemyca ważne kwestie i życiowe mądrości takie jak uzależnienie, porzucenie, samotność, starość, rodzicielstwo.
Niezwykle soczysta i energetyczna okładka kusi i obiecuje niebanalną historię i taką właśnie otrzymujemy. Może i kamienica nie jest pierwszej nowości i może mieszkańcy nie są wycięci jak z żurnala ale to właśnie sprawia, że czujemy się jak w domu. Ta ciepła atmosfera wzajemnej, sąsiedzkiej i bezinteresownej pomocy. Wystarczy tylko zajrzeć a okaże się, że każdy z mieszkańców swoją życzliwością mógłby obdzielić niejedną osobę.
Po raz kolejny dałam się porwać historii tworzonej przez autorkę.
"(...) to co prawdziwie ważne, najczęściej ma się w zasięgu ręki. I że bardzo łatwo to stracić - nie tylko wtedy, kiedy zrobi się coś złego, ale też wtedy, gdy nie zrobi się nic. Bo obojętność zabija bardziej niż złość. Póki emocji, póty nadziei."