Lubicie książki z motywem słowiańskim? Czytacie w ogóle takie? Ja lubię od czasu do czasu po takowe sięgnąć w ramach odskoczni od romansów i thrillerów. Pamiętam jak dwa lata temu (OMG właśnie teraz do mnie dotarło, że tak długo trzeba było czekać na kolejną część!) przeczytałam „Zielarkę” autorstwa Kasi Muszyńskiej i byłam po prostu nią oczarowana. I choć zakończenie wyrwało mi serce (autorka wie o co chodzi), tak z niecierpliwością wyczekiwałam dalszych przygód Mareny i Eskila. Jakiś czas później w końcu się jej doczekałam! Co więcej, byłam świadkiem jej powstawania, co było dla mnie ogromnym zaszczytem. Z przyjemnością chłonęłam każdy rozdział. Na tę chwilę przeczytałam ją już trzy razy i za każdym razem zachwycam się jakby to było po raz pierwszy :D
Marena po niefortunnych wydarzeniach z poprzedniego tomu, wreszcie zaskrobiła sobie sympatię wsród mieszkańców Bydgostii, choć nie u wszystkich, bowiem zdarzają się osoby, które patrzą na nią nieprzychylnym wzrokiem i są w stosunku do niej nieufni. Może to za sprawą Eskila, wiecznie skrytego wikinga, o którym nic kompletnie nie wiedzą? Tym bardziej, że w osadzie zaczyna dochodzić do tajemniczych morderstw, a najbardziej podejrzaną osobą jest właśnie on… Kto jest mordercą? I co wspólnego ma z tym wszystkim Marena?
To była naprawdę fantastyczna przygoda, móc wraz z głównymi bohaterami podróżować po odległych krainach! Na samym początku cieżko było mi się wgryźć w te „inne” imiona, ale z czasem władałam nimi sama, tak jak Marena żarem :P Wspaniale było znów poczytać o bohaterach, którzy skradli moje serce przy „Zielarce”. Z każdą stroną im kibicowałam, a jak cokolwiek stanęło na ich drodze, przeżywałam to podwójnie! Uwielbiam styl pisania autorki, ona dosłownie czaruje słowem, przez co historie wychodzące spod jej pióra, czyta się z ogromną przyjemnością, dosłownie zatracając się w świecie magii, zjaw i innych tworów mitycznych.
Historia podzielona jest na trzy części, a w każdej z nich zadzieje się coś co nieraz wywoła ciarki na plecach. Czy to znalezienie martwej dziewki, czy odwiedziny w pewnym zamku, bądź wyprawa do miejsca, które powinno być zamknięte, odgrodzone, a wręcz niedostępne dla nikogo! Każdą stronę dosłownie chłonęłam, z niecierpliwością poznając kolejne wydarzenia, wprost nie mogąc doczekać się finału. I wiecie co? Jestem w tej historii zakochana równie mocno co w „Zielarce” i z ogromną przyjemnością jeszcze nieraz do niej wrócę! Oprócz moich ukochanych głównych bohaterów, autorka wprowadziła też tajemniczą postać Worlanda oraz Jagę, której historię również niejako poznamy. „Uzdrowicielka” będzie odkrywać przed nami wydarzenia z dwóch perspektyw czasowych - czasy „obecne” to rok 1112, a poprzednie zaczynają się w 903 roku i to właśnie te przeszłe będą nam opowiadać historię Jagi, która jest niemniej emocjonująca niż historia Mareny. Obie panie stworzą nam świetny klimat, z którego naprawdę ciężko się później wydostać i powrócić do rzeczywistości! A wszystkie wydarzenia będą zbiegać się z czasem w jedną całość i tłumaczyć większość rzeczy, które autorka w idealny sposób wplotła w historię, tak aby czytelnik ani przez chwilę nie stracił nią zainteresowania! Ogromnie podobał mi się wątek Jagi, ale więcej Wam nie zdradzę, bo poznawanie go samemu, jest znacznie przyjemniejsze :D Ja jestem zachwycona „Uzdrowicielką” i ogromnie Wam ją polecam!