"Trzy wdowy" zrobiła na mnie ogromne wrażenie okładką, tytułem i opisem. To już trzy zalety. Znów ta trójka... nie mogłam się doczekać kiedy przyjedzie, a gdy już odebrałam paczkę i zaczęłam czytać, to stwierdziłam, że kurczę, szkoda mi niszczyć okładkę odginając ją podczas czytania i postanowiłam, że Legimi to jednak jeden z tych opłacanych abonamentów, z których korzystam najczęściej i tym razem również przeczytam na czytniku. W zasadzie był to również świetny pomysł ze względu na wagę powieści, bo to jednak ponad pięćset stron, a ręka przyzwyczajona do czytnika e-book'ów nieco zaczyna się buntować trzymając papierowe wersje. No dobrze, ale czy warto po nią było sięgną? W sensie, po tę książkę?
O fabule zdradzę Wam odrobinkę. Jak się domyślacie po tytule zapewne poznajemy trzy żony, a zatem będą i trzy wdowy. Jest to jedna wielka tajemnica, bo przed światem skrzętnie ukrywana przez mężczyznę, bo postanowił żyć w związku poligamicznym. Blake, bo takie imię nosi nasz bohater, postanowił, że trzy żony to świetny pomysł i w ten sposób żyje z trzema różnymi kobietami, każda ma zupełnie inny charakter. Jedna z nich zostawiła za sobą paskudną przeszłość i jest tak posłuszna mężowi, że to aż dziwne. Musicie przeczytać sami by się dowiedzieć dlaczego! Druga to była striptizerka i to z odwyku. Skrajnie dwie różne osoby? No to do kompletu jeszcze jest trzecia, która uciekła przed rodziną katolicką do bólu. Znamy w naszym kraju takie przypadki, prawda? Wiele osób ma z tym problem i ta dziewczyna również.
I teraz dochodzimy do sedna sprawy... Blake zostaje znaleziony martwy i wszystko wychodzi na jaw. Zatem mamy trzy wdowy, trzy podejrzane, a gdy zaczyna być prowadzone śledztwo zaczynają wychodzić kolejne dziwne sekrety na jaw, w tym czwarta żona...
No muszę przyznać, że pomysł na fabułę był genialny. Trzy kobiety, które nie pałają do siebie sympatią żyją w "Stadzie" z mężczyzną, który wymyślił sobie, że będzie miał kilka żon. W planach pojawiła się kolejna i wszystko wygląda na to, że któraś nie wytrzymała i zabiła. Tylko dlaczego? Z zazdrości? Bo już nie mogła tego znieść? Każda jest podejrzana i mało tego, podejrzewają siebie nawzajem, a farma, na której mieszkali razem jest oddalona od zabudowań, od ludzki i dla wszystkich oczywiste jest, że małżonka pozbawiła życia któraś z nich. Można się nieźle pogubić.
Jak na rasowy kryminał przystało poznajemy również dwójkę śledczych, którzy zagadkę morderstwa rozwikłać muszą i brniemy razem z nimi przez dowody, a raczej ich brak, przez zeznania i razem z nimi dziwimy się, że takie coś w ogóle miało miejsce.
Cała akcja poprowadzona jest z perspektywy trzech żon. Każda zostaje oskarżona o zabójstwo męża i każda miała motyw by się go pozbyć. Nienawidzą siebie nawzajem więc zrzucenie winy na którąś z nich byłoby najprostsze, ale co to, to nie. W pewnym momencie, gdy już wszyscy, łącznie ze śledczymi, zaczynają wątpić, że to któraś z nich zaczyna się poszukiwanie winnego. Tylko czy na pewno to żadna z nich?
No i na koniec powiem Wam, że zakończenie robi tutaj robotę. Jest zaskakujące, a w zasadzie całość poprowadzona w stary, dobrym stylu, opierając się tylko na tych podejrzanych, którzy znajdowali się w pobliżu. Nikt nie pomyślał o tym, że to, że żyli na odludziu nie znaczy, że na przykład faceta postanowiła pozbyć się bogobojna rodzina, dla której był okropnym grzesznikiem?
Tę książkę trzeba przeczytać! To jedna z najlepszych w tym gatunku wydanych w tym roku. Polecam!
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Prószyński i S-ka.