Postanowiłem przeczytać cała serię książek z Aurorą Teagarden. To już trzeci tom i jedno co z pewnością jest świetne to okładki tych książek. Są adekwatne do klimatu książki. Ale to w końcu od treści książki zależy, czy dostaniemy to, czego oczekujemy od dobrego kryminału. Jak jest z książką "Trzy sypialnie, jeden trup"?
W życiu Aurory zaszły spore zmiany. Po odziedziczeniu spadku po jednej ze swojej znajomych postanowiła rzucić posadę bibliotekarki i zająć się handlem nieruchomościami pod okiem matki. Nawet zmiana pracy nie zmieniła faktu, że Roe wpada w sam środek spraw kryminalnych. Już pierwsze spotkanie z klientami Aurora zapamięta na długo, gdyż w mieszkaniu znajduje zwłoki półnagiej kobiety, które są ułożone w taki sposób, że budzą jednoznaczne skojarzenia.
Książka ta zdecydowanie różni się od poprzednich części. Autorka wprowadziła tutaj elementy fachowej wiedzy na temat rynku nieruchomości ze względu na kontekst zbrodni. Roe zdobywając takie informacje nie ma zbyt dużego pola do snucia nieprawdopodobnych hipotez, co mnie bardzo cieszy. Nie ma także opcji, aby wykazała się także skłonnością do niemal dziecinnych zachowań jak to było w poprzednich częściach.
Dopiero w tym tomie poznajemy także bohaterkę od jej namiętnej strony. Owszem, w poprzednich częściach był on obecny, jednak teraz nabiera on rumieńców. Rozwiązanie tej zagadki może zaskoczyć pod kątem tego wątku, dlatego Ci, którzy uwielbiają romanse nie pogardzą tą książką. Postać Martina Bartela jest ciekawa, na pewno znajdzie on wiele fanek ze strony kobiet, który jest niemalże wersją księcia z bajki - piękny, bogaty, dający bezpieczeństwo. Oprócz takiej twarzy ma również inne oblicze; jest człowiekiem zdecydowanym, ostrym, potrafi obchodzić się z bronią, wzbudza szacunek. Mimo to Aurora jest w stanie zaryzykować i dużo dla niego poświęcić.
Jak do tej pory "Trzy sypialnie, jeden trup" jest najbardziej udaną częścią cyklu. Mam cichą nadzieję, że kolejne tomy będą jeszcze lepsze.