Martin Pollack i Christoph Ransmayr – dwóch zasłużonych pisarzy austriackich, ten pierwszy dobrze znany polskiemu czytelnikowi, ten drugi nieco mniej. Obaj przyjechali do Polski w poszukiwaniu zaginionych historii. Stworzyli duet doskonały, który zaowocował niewielkim zbiorkiem zaledwie trzech reportaży. Ten tomik nawet trudno nazwać książką. Zaledwie 64 strony. Przecież nawet zeszyty produkują grubsze. Jednak ilość w tym przypadku nijak się ma do jakości. Minimum treści przekłada się na maksimum emocji! Kilkustronicowe reportaże wywołują niepokój, strach, że coś ważnego nam umyka. Swoimi tekstami autorzy ocalą od zapomnienia historie trzech ludzi dotkniętych piętnem okrutnej wojny. A co z resztą? Podobnych opowieści mogą być miliony. Kto dziś o nich pamięta? Kto przejmuje się tym co było kiedyś?
Autorzy prowadzą trzy śledztwa. Pierwsze z nich wiedzie ich w głąb bieszczadzkich lasów. Reporterzy trafiają na całkowite odludzie. Na tym zadupiu szukają śladów pogromców wilków. Znajdują Wasyla Borsuka, który mieszka sam w skromnej chatce. Okrutna przeżycia, których doświadczył będąc nastoletnim chłopcem zaważyły na całym jego późniejszym życiu.
„Wasyl miał szesnaście lat i potrzebował zaledwie trzech dni, żeby się nauczyć, że zło nie musi być bestią, może równie dobrze mieć twarz sąsiada, z którym wcześniej pilnował owiec.”
Drugim bohaterem reportażu jest Otton Schimek, młody żołnierz Wermachtu, który podobno poświęcił swe życie aby ratować polskich cywilów. Dzięki temu heroicznemu wyczynowi został obwołany świętym, a tym samym stał się gwiazdą i bohaterem PRL-u. Pisał o nim nawet Andrzej Stasiuk w swojej „próbie autobiografii intelektualnej”. Pisarze wpadają na trop, który sugeruje, że Schimek mógł zostać świętym nieco przez przypadek…
„Grób Schimka jest od dziesięcioleci celem podróży tysięcy ludzi, a wydarzenia polityczne w komunistycznej Polsce przysparzały mu stale nowych pielgrzymów.”
Ostatni tekst opowiada o losach żydowskiej rodziny, która przez nacisk władz komunistycznych musi wyemigrować z kraju. Pozbawione polskiego obywatelstwa, okradzione z majątku małżeństwo ucieka wraz z niespełna trzymiesięcznym synkiem. Zrządzeniem losu cała trójka trafia do Wiednia i tam osiada na stałe. Okruchy historii, opowiadanych przez Szymon za każdym razem zataczają krąg i zawsze spotykają się we wspólnym punkcie, którym jest Leon – jego syn.
„Czasami muszę się uśmiechnąć, kiedy pomyślę o Polsce. Wyobrażam sobie, co Leon mógłby powiedzieć, gdyby musiał się usprawiedliwiać przed jakimś partyjnym sekretarzyną z dwóch butelek rosyjskiego szampana.”
Przedstawione historie są jakby urwane przed końcem. Aż chce się wołać: „I co było dalej?” Autorzy nie zdradzają nic więcej, nie szafują wyrokami, powstrzymują się od jakichkolwiek prywatnych ocen czy komentarzy. A czytelnik zostaje sam, bezradny z szeroko otwartymi oczami i garścią pytań bez odpowiedzi. Najważniejsze z nich dotyczy chyba prawdy. Na ile opowiedziane historie są autentyczne? Co jest tylko mitem, lokalną legendą? Kto jest faktycznym pogromcą wilków? Czy niemiecki żołnierz zasługuje na miano świętego? Ile w jego postawie było buntu i przekory, a ile lenistwa i ignorancji dla zasad panujących w wojsku? Na kogo wyrósłby młody żydowski chłopak w komunistycznej Polsce? Czy byłby tak samo odważny i bezkompromisowy? Co jest prawdą w tych wszystkich opowieściach? O tym, którą wersję wybrać każdy czytelnik musi zadecydować sam.
Gorąco polecam!