"Ostania spowiedź” pozostawiła mnie z niedosytem i apetytem na więcej. Byłam ciekawa jak potoczą się losy bohaterów, a przede wszystkim jaką rolę w tej historii odegra Tom, który swoim zachowaniem udowodnił, że jest nieprzewidywalny i zdolny do stwarzania pozorów, które odwracają uwagę otoczenia od prawdy. Dlatego też, kiedy w moje ręce wpadł drugi tom powieści nie mogłam powstrzymać się przed „zatopieniem” w lekturze.
Po dramatycznych wydarzeniach na ostatnim koncercie, życie Brada wisi na włosku. Lekarze robią wszystko, co jest w ich mocy, ale czy chłopak, któremu zawalił się świat znajdzie w sobie silę do walki? Jest przekonany, że zdradziły go dwie najbliższe osoby, a zraniona męska duma nie jest najlepszym doradcą. Czy los da Ally i Tomowi szansę na złożenie wyjaśnień, a przede wszystkim czy Bradin będzie chciał ich wysłuchać i da wiarę tłumaczeniom? Przed bohaterami trudne chwile, przyszłość jest niepewna, a kiedy przeszłość daje o sobie znać wszystko może się zdarzyć.
Kolejny raz Nina Reichter „zaczarowała” mnie swoim słowami, pięknym i obrazowym językiem, który pozwolił mi płynąć na falach książki. Wystarczyło kilka stron i zapomniałam o otaczającej mnie rzeczywistości. Jestem pod wrażeniem zdolności autorki, która nie potrzebuje wielu słów, aby stworzyć odpowiedni nastrój i zagrać na emocjach czytelnika poruszając jego wrażliwość. Uczucia były przedstawione w tak namacalny sposób, że ani przez chwilę nie miałam wątpliwości w jakim stanie znajdują się bohaterowie. Mimo, że cała historia rozgrywała się w mojej wyobraźni, zdarzały się momenty, że czułam suchość w gardle i nie mogłam powstrzymać łez, a stwierdzenie, które padło w filmie „Purpurowa róża z Kairu” Woody'ego Allena:. „Właśnie poznałam wspaniałego mężczyznę! Jest postacią fikcyjną, ale przecież nikt nie jest doskonały.” zaczęło „odzywać się” w mojej głowie.
Nie zawiedli mnie też bohaterowie. Ally udowodniła, że jest kobietą dojrzałą, która nie boi się walczyć o to, co jest dla niej ważne. Ma w sobie ten rodzaj wrażliwości i delikatności, który pozwala jej rozpłynąć się w silnych męskich ramionach, ale kiedy potrzeba, twardo stąpa po Ziemi. Zakochała się, ale to nie przeszkadza jej realizować własnych planów i dbać o swoją niezależność. Z zagubionej dziewczynki zmieniła się w kobietę. Tom zaskoczył mnie najbardziej „zrzucając” maskę i odkrywając niektóre zakamarki swojej duszy. Choć na zewnątrz pozostał taki sam, doskonale wiedziałam kiedy „kłamie” oszukując najbliższych, a czasem samego siebie. Miłym zaskoczeniem był „powrót” Christopha, który już nie raz udowodnił, że cel uświęca środki i choć zwycięstwo może być „pyrrusowe” on walczy do końca. Największy problem mam z Bradem, ponieważ jest mężczyzną idealnym, spełnieniem kobiecych marzeń. Kocha całym sercem, ma charakter i kiedy trzeba potrafi tupnąć nogą. Nie jest pozbawiony wad, czasem popełnia błędy, a jednak mam wrażenie, że jest chodzącą doskonałością. Cudowny książę na białym koniu „wycięty” z baśni i przeniesiony do współczesności.
Powieść przypomina nowoczesną wersję bajki o Kopciuszku, jest przewidywalna i schematyczna, ale to nie przeszkadza w przyjemnym spędzeniu czasu w jej towarzystwie. Na mnie największe wrażenie zrobiły emocje, wobec których trudno pozostać obojętnym. Przeżyłam chwile wzruszeń, radości, żalu i rozczarowania. Były momenty, kiedy chciałam potrząsnąć bohaterami i wrzasnąć, że podejmują niewłaściwie decyzje, albo szepnąć im do ucha- nie odpuszczaj, walcz, tylko słabi się poddają. Książka bardzo dobrze sprawdza się jako lektura do poduszki, pozwalając odprężyć się po ciężkim dniu. Odrywa od rzeczywistości, ogrzewa serce i sprawia, że zasypiamy szczęśliwi i rozmarzeni.
Trochę mi przykro, że moja przygoda z „Ostatnią spowiedzią” dobiegła końca, zazdroszczę tym, którzy przyjemność czytania tej lektury mają jeszcze przed sobą. Znów z niecierpliwością czekam na kolejny tom i liczę, że autorce nie zabraknie pomysłów na skomplikowanie i urozmaicenie życia bohaterów- POLECAM