Helen Russell stworzyła książkę, która z pozoru jest świetną zabawą i rzeczywiście nią jest, ale nie tylko. Historia dwóch sióstr, które w wyniku pewnych zdarzeń trafiają razem na obóz przetrwania do Danii może być pretekstem do głębszej refleksji nad samym sobą.
Alice – starsza siostra, typ ‘wszystko mam pod kontrolą’ i Melissa – młodsza z sióstr, która z pozoru lepiej dogaduje się ze zwierzętami niż z ludźmi, wybierają się razem na obóz, który ma być dla nich okazją do lepszego poznania się. Obie siostry po śmierci matki nie utrzymują ze sobą bliskich relacji i wspólna wyprawa ma być dla nich okazją, żeby trochę te relacje podreperować. Powieść od samego początku dostarcza mnóstwo powodów do uśmiechu, są tu zabawne komentarze, cięty język i tragikomiczne sytuacje życiowe. Fakt, że obie siostry dosyć mocno różnią się od siebie i dodatkowo spotykają na obozie dwie kobiety, z którymi też niewiele je łączy, sprawia, że śledzenie obozowej rzeczywistości dostarcza czytelnikowi wiele radości. Świat wikingów jest dla uczestniczek obozu niczym rzeczywistość z filmów science-fiction, czyli zupełnie nierealny i budzący grozę. Przełamują się powoli w miarę wykonywania kolejnych zadań i poznawania mieszkańców tego egzotycznego miejsca. Russell trochę naśmiewa się ze swoich bohaterek i nie traktuje ich zbyt serio, przedstawia je jako kobiety przyzwyczajone do życia w wielkim mieście, dla których warunkami ekstremalnymi jest wyjście do niewielkiego lasu bez ajfona w ręce.
Ogromnym pozytywem tej książki są rdzenni mieszkańcy Dani (zwłaszcza nieziemsko przystojni faceci chodzący bez koszul), którzy stanowią kontrast dla czterech obozowiczek. Jedna z wikińskich bohaterek, Inge, ma głowę pełną życiowych mądrości, którymi (podobno) kierują się wikingowie jak np. ‘pierwsze małżeństwo jest dla dzieci, drugie dla miłości’, które dla naszych Brytyjek są jak prawda objawiona. Inge ma jeszcze inne spostrzeżenia życiowe – kiedy będzie szukać nowego męża, wybierze takiego ‘który umie cicho jeść i nie musi tak często poprawiać sobie genitaliów w spodniach…’
Wyprawa na obóz przetrwania staje się nie tylko okazją do odkrycia dzikiej przyrody, ale również do odnalezienia nieodkrytych terenów naszego wnętrza. Sztywna Alice i wyluzowana Melissa dowiadują się czegoś o sobie nawzajem i o sobie samych, zaczynają myśleć w sposób zupełnie obcy im do tej pory, zaczynają myśleć o wprowadzeniu w swoim życiu zmian, o których bały się do tej pory choćby pomyśleć.
Na początku nic nie zapowiadało, że ta książka ma w sobie jakieś głębsze przesłanie, ale dla mnie jest ono bardzo wyraźne i jednoznaczne. Nie myślcie jednak, że ta książka to jakiś poważny poradnik podpowiadający jak żyć. Książkę czyta się z przyjemnością, bo pióro autorki jest lekkie i żartobliwe, a wszelkie spostrzeżenia dotyczące ludzkiej egzystencji są zgrabnie wplecione w cała historię i nie przeszkadzają w dobrej zabawie.
Polecam na poprawę humoru.