Po książki Katarzyny Kacprzak sięgam od tak naprawdę jej debiutu, czyli od "Spinki". Tamta wtedy podobała mi się, bo nie była bardzo rozwlekła, czytało się szybko, a ja wtedy pracowałam w takim miejscu, że zdążały się dni, gdy mogłam pochłaniać książki jedną za drugą i ze "Spinką" również tak było.
Teraz, mimo że już jest nieco inaczej, a ja przeczytałam również "Bańkę" i teraz "Transakcję", to nadal nie lubię opowiadań, zbiorów, antologii i dlatego ominęłam "Zabójczy pocisk", do którego Kacprzak również włożyła odrobinę swojej twórczości. Tylko czy jej książki nadal mi się podobają?
Po pierwsze, okropnie mi szkoda, że okładka jest zielona i nie pasuje do reszty. Podoba mi się i jest faktycznie świetna, ale kurczę, no ładniej wyglądały w pakiecie jak były wszystkie jednolite. Ale nie samą okładką czytelnik żyje. Więc co tym razem w środku?
Tym razem poznajemy dwoje bohaterów, małżeństwo, które ma dokonać właśnie tytułowej transakcji. Dokładniej chodzi o to, że sprzedają dom. Całym przedsięwzięciem zajmuje się Jan, a żonie w zasadzie nie mówi nic. Ona jest tylko od złożenia podpisu u notariusza. Już samo to, że nie była zbytnio zainteresowana było dla mnie dziwne. Każde z nich powinno przeczytać dokumenty od a do z. Myślicie, że ktoś ich oszukał? No na szczęście ta powieść nie jest aż tak prosta i oczywista. Natomiast znika Jan, z milionem euro, a w Alpach znalezione zostaje jego roztrzaskane auto. Jego żona, jego wspólnik, no po prostu wszyscy zaczynają go szukać. I kto jest winny? On zwiał z kasą? A może go porwano? A może zabito i ukradziono pieniądze?
Muszę przyznać, że spodobała mi się fabuła, bo właśnie nie była taka prosta do przewidzenia, ale z drugiej strony miałam wrażenie, że to opowieść napisana na podstawie jakiegoś filmu sensacyjnego. I mimo, że autorce udało się zbudować napięcie i jest to świetny thriller, to cały czas po głowie kołacze mi się pytanie czy aby na pewno gdzieś już czegoś podobnego nie czytałam lub nie oglądałam.
Jeśli chodzi o zakończenie i ogólnie o przewidywalność, to jeśli jeszcze się zastanawiacie czy warto przeczytać, to powiem, że warto, bo ciężko się domyślić i faktycznie na końcu pojawia się lekki szok.
A podsumowując powiem, że o bohaterach nie wspominam, bo dla mnie byli nijacy, bezpłciowi i już o nich zapomniałam, a gdyby mnie ktoś spytał o nich, to pamiętałabym jedynie, że to małżeństwo on zniknął z pieniędzmi. Szkoda, bo przez to jego żonie w sumie niekoniecznie współczułam.
Ostatecznie jestem rozdarta i nie wiem do końca czy ta książka jest godna polecenia czy nie, więc zostawię Was tak po prostu z kilkoma słowami o niej, a swoje zdanie wyróbcie sobie sami!