Po dwóch pierwszych tomach zyskałam przekonanie, że ostatni będzie najlepszym, najbarwniej przedstawiającym historie bohaterów. W poprzednich Mapach spotkało mnie tyle dziwów i niesamowitości, że na tym etapie spodziewałam się wybuchu fajerwerków, a zdarzyło się coś jeszcze bardziej zaskakującego. "Mapa chaosu" okazała się być dla mnie najnudniejszą z części. W tym wypadku, już nie pierwszych dwieście stron czekałam na podkręcenie akcji i zaskakujący rozwój wypadków, ale praktycznie do końca opowieści.
Momentami fabuła nieznośnie wlecze się, narrator częściej przerywa, by tradycyjnie wtrącić bezpośrednio od siebie kilka słów i ponownie dzieje się tak, że wcześniej opisane epizody zyskują na znaczeniu dopiero w dalszej części książki. Ale zdarzają się też chwilowe przyspieszenia i cięcia fabuły oraz posługiwanie się skrótami, co z kolei prowadzi do braku rozwinięcia niektórych wątków. Tytuł odzwierciedla dokładnie to, co dzieje się w treści, bo zapanował w niej prawdziwy chaos.
O ile w "Mapie czasu" i "Mapie nieba" dostrzegam taktyczne rozgrywki prowadzania czytelnika wyznaczonymi drogami, nawet jeśli niektórym z nas to się nie spodobało, to ostatecznie okazywało się przemyślanym tokiem narracji. A w "Mapie chaosu" wydaje się, że Palma postawił głównie na wprowadzenie zamieszania w wydarzeniach, jak i samej konstrukcji fabuły. Permanentne przenikanie światów, ich wzajemne nawarstwianie się na tym etapie zaburza odbiór poczynań postaci, które niby są jeszcze tymi, o których się mówi, ale być może są już z innego wymiaru rzeczywistości. Już samo odczuwanie przez Wellsa - zarówno w formie psychicznej, jak i fizycznej -narodzin kolejnych jego kopi, gdzieś tam w równoległych światach, zaczyna frustrować. A pomiędzy drobniejszymi epizodami i oczywiście ratowaniem rozpadającego się świata, w którym aktualnie przebywamy, przewija się Niewidzialny człowiek, terroryzujący bohaterów. Przyświeca mu jedyna godna uwagi myśl, by odebrać cenną księgę i zniszczyć świat.
Poczułam duży zawód treścią "Mapy chaosu", bo obstawiałam, że akurat ten tom będzie najbardziej emocjonujący. Nie tylko z żalem przyjdzie mi pożegnać się z bohaterami, ale rozwiną się wszelkie nakumulowane wątki dające ekscytujące doznania. Tu dopiero powinno się dziać! I jeśli ma być chaos, to totalny, napędzany akcją, zmaganiami bohaterów, dreszczykiem emocji. Niestety, wyszło odwrotnie, jakby Autor nie miał pomysłu na dobre zakończenie historii. Teraz już nie tylko części, ale zamknięcia całego cyklu. W tym wypadku wizja Wszechświata nie porwała mnie, ale nie ze względu na to co zawiera plan akcji, a sposób jego zaprezentowania, rozwleczonego i naszpikowanego mało istotnymi detalami.
Owszem, za każdym razem, którąkolwiek cześć cyklu byśmy nie czytali, to stajemy przed nieodgadnionym. To jest prawdopodobnie najlepsze w "Mapach", że tak zostajemy zwodzeni, iż nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak wszystko się dalej potoczy. Jest wiele plusów, które można przypisać Trylogii wiktoriańskiej, jednak w moim odczuciu kumulują się one głównie w dwóch pierwszych częściach.