„The Love Hypothesis” to książka autorstwa Ali Hazelwood, wydana przez Wydawnoctwo Muza - You&YA.
„Doktor Carlsen był największą gwiazdą świata akademickiego i złotym dzieckiem wydziału biologii, ale był też złośliwym, krytykującym wszystko i wszystkich chamem. A z jego sposobu bycia aż biło przekonanie o własnej wyższości. Carlsen uważał, że jest jedyną osobą na całym Wydziale Biologii Uniwersytetu Stanforda (a może i na całym świecie), która wykonuje wartościową pracę. Był humorzasty i nieuprzejmy. Słowem – kutas. A Olive właśnie go pocałowała”.
Olive poznajemy w momencie sprzed studiów doktoranckich, kiedy wylewa morze łez w toalecie. Dziewczyna nie dość, że używa przeterminowanych soczewek, to jeszcze jest trochę zagubiona i nie wie, czy w ogóle sobie poradzi w drodze do poważnej kariery naukowej. Wtedy właśnie też towarzyszy dziewczynie tajemniczy mężczyzna, ratujący dziewczynę w kryzysowym momencie.
Chwilę później przenosimy się prawie trzy lata do przodu, kiedy to mamy okazję śledzić naukowe losy Olive, a także towarzyszyć jej w największej ściemie, jaką mogła uskutecznić w swoim życiu. Dziewczyna postanawia, z ważnych pobudek co prawda!, pocałować ot tak pierwszego lepszego faceta. Traf chciał, że to akurat doktor Adam Carlsen napatoczył się pod jej nogi. Postrach wszystkich studentów, facet zupełnie nielubiany, sprawiający, że odechciewa się żyć, a co dopiero rozwijać swoją karierę naukową. Ale żeby tego było mało, para decyduje się na udawany związek wobec obustronnych korzyści. Co z tego wyniknie? Mnóstwo trudnych do podjęcia decyzji, dylematów, ogrom katastrof i… jedna z lepszych relacji, o której czytałam!
Książka w mgnieniu oka stała się niezwykle popularna na Instagramie i TikToku. Czy moim zdaniem warto ją kupić i przeczytać? Jak najbardziej! Oczywiście każdy ma inny gust, ale osobiście mogłabym ją przeczytać jeszcze raz. Kupiła mnie w pełni.
Tok myślenia Olive i dialogi między nią a Adamem sprawiają, że nieraz parsknęłam śmiechem podczas czytania. Dziewczyna robi coś durnego, naprawdę durnego, a w swojej obronie mówi, że… zdarzyło jej się robić gorzej rzeczy! Jakby to jakkolwiek ratowało sytuację. Ale taka właśnie jest Olive. I choć mogłoby się wydawać, że to wszystko nie ma sensu i że książka będzie banalna, przewidywalna i bezpodstawnie zyskująca coraz większą popularność, tak nie, totalnie nie – książka jest świetna, bo autorka włożyła całe swoje serce w to, aby wykreować bohaterów i niemalże ich ożywić. To, jaka jest Olive, jaki jest Adam, jacy są wszyscy bohaterowie drugoplanowi, składa się w logiczną całość. Tutaj żadne zachowanie nie jest wymuszone, a więc książkę czyta się naprawdę lekko i z zaangażowaniem.
Podobało mi się również to, że autorka zdecydowała się na osadzenie fabuły w świecie uniwersyteckim, a nie szkolnym. Niby podobnie, ale tutaj, przez sam wiek bohaterów i środowisko, czułam się bardziej do nich zbliżona. Autorka dodatkowo porusza ważne kwestie – dyskryminację, napastowanie, postrzeganie kobiet w świecie naukowym, władzę i jej nadużywanie przez osoby, które są wyżej w hierarchii, a także ogrom wątpliwości i presji, a także problem, wynikający z poczucia, że nie jest się wystarczająco dobrym.
Można byłoby się doszukiwać jakichś wad książki – może tego, że od początku układ Olive z Adamem był dość dziwny, a Olive przecież niemalże na siłę pocałowała dr Carlsena, aczkolwiek… zupełnie mi to nie przeszkadzało. Pasowało to do charakteru głównej bohaterki, do jej zachowania i było zgodne z jej tokiem rozumowania. W końcu Olive pocałowała Adama z głębszych pobudek!
Relacja głównych bohaterów rozwija się, moim zdaniem, w odpowiednim tempie, więc tutaj też nie ma na co narzekać.
Przy okazji wspomnę, że w książce pojawiają się sceny erotyczne, które są dość szczegółowo opisane, co nie każdemu może się spodobać. Moim zdaniem, nie było w nich nic szokującego, czy bardzo kontrowersyjnego. Przede wszystkim – pasowało to do głównych bohaterów i ich relacji.
A, no i jeśli nie ogarniacie całej tej terminologii, której używają mądrzejsi ludzie przy swoich badaniach naukowych, to nie przejmujcie się. Ja nie ogarniałam, ale nie odebrało mi to przyjemności z czytania.
Jeśli macie ochotę na książkę z motywem strangers to lovers, z postaciami, które zapadają w pamięć i taką, przy której czytaniu będziecie uśmiechać się sami do siebie, to sięgnijcie po „The Love Hypothesis”.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Muza – You&YA.