Książka oscyluje pomiędzy artyzmem a romansem. Jest to historia kobiety, która grę na fortepianie kocha ponad wszystko. Ma córkę Florę i w sumie dla niej decyduje się wyjść za mąż za osadnika w Nowej Zelandii. Fabuła toczy się na dwóch planach czasowych - tu i teraz oraz wcześniej, w Szkocji.
Książka i wydarzenia bazują na emocjach, wszystko jest w zasadzie bardzo emocjonalne. Nie tylko jeśli chodzi o miłość, chociaż nasza Ada wzbudza wielkie emocje mężczyzn, ale i jeśli chodzi o sztukę. Ada gra na fortepianie. Jej gra wyraża uczucia, skupia w sobie świadomość bohaterki. Takiego postawienia sztuki na piedestale nie pojmuje mąż Ady. Dla niego sprzedaż fortepianu za kawałek pola jest dobrym interesem. Zrozumiał to natomiast George, przyjaciel. Chociaż jego intencje są podejrzane.
W każdym razie mamy fortepian, symbol starego świata i wysublimowanego życia. W kontekście nowego otoczenia, twardego życia osadników fortepian ten jest dziwactwem. Ada zaś sprawia wrażenie, jakby żyła w innym świecie. Powstaje świat zaogniających się konfliktów emocjonalnych pomiędzy bohaterami.
Tak jak wspomniałam na początku, książka rozgrywa się na poziomie emocji - namiętność, ekstaza, zazdrość, gniew itd. Na początku czytelnik ma ściśle określone podziały i oceny. Że dobra jest kultura, a zła jest prozaiczność i twarda walka o przetrwanie. Potem jednak ta gra uczuć i nerwów zaczyna stawać się dziwna i to uporczywe tkwienie przez Adę przy fortepianie w ogóle nie czyni jej lepszym człowiekiem. Taka ekstatyczna sztuka odrywa ją od życia, niszczy ją i niszczy mężczyzn, którymi się ona otacza.
Książka sprawiła, że zaczęłam sobie zadawać pytanie, czy na przykład moje czytanie książek nie czyni ze mnie takiej Ady McGrath, która nie umie żyć, która odrywa się od rzeczywistości? Mąż Ady, ten prozaiczny Alisdair Stewart jest rzeczywiście uboższy duchowo, że nie porywa go świat sztuki? On marzył o żonie, która da mu dom, chciał pokochać ją i jej córkę. Był dobrym człowiekiem. I chytry, namiętny, przystosowywalny do sytuacji analfabeta George Baines. Wielka sztuka, wysublimowana muzyka, a jednak jest tak jak przewidziałaby to każda jedna plotkarka.
Podsumowując, film jest świetny i bazując na nim warto jest przeczytać książkę. Nie zawiodą się miłośnicy romansów, ale i osoby, które chcą przeczytać książkę, która skłoni do refleksji. Jednakże nie potrafię powiedzieć, czy książka jest wybitna artystycznie. Mam wrażenie, że się porywa, ale potem historia pochłania wszystko. Ale to dobra, ciekawa historia.