Nie wiem, czy będzie to dobry początek recenzji, gdy napiszę, że lubię książki, gdzie dobro zwycięża zło. Może to utarty slogan, ale chyba większość z nas lubi pomyślne zakończenia powieści. Ja również i dlatego cieszę się, że mogę podzielić się z wami przemyśleniami na temat lektury Nigdy więcej morza. Dodatkowo niniejsza pozycja to, według streszczenia na czwartej stronie okładki, klasyczny thriller. A ja thrillery uwielbiam! Muszę od razu stwierdzić, że powieść Włodzimierza Packa, to jak najbardziej znakomita powieść sensacyjna, z elementami tematyki morskiej. Do tego jeszcze wrócę.
Chciałbym zamieścić kilka słów o samym autorze. Niestety w sieci za wiele nie znalazłem o panu Włodzimierzu. Jedynie dowiedziałem się, że jest emerytowanym oficerem Marynarki Wojennej i handlowej. Wiem jeszcze z jednego czytelniczego bloga, że większość swojego życia spędził na wodach i praca w takich zróżnicowanych warunkach zahartowała i ukształtowała jego charakter. Był dowódcą m.in. ORP Czajka (23.12.1985 – 12.02.1988).
Ciekawa jest okładka książki. Na niej w tle widzimy jakąś jednostkę pływającą, ale na pierwszym planie na przybrzeżnym kamieniu, może skale, leżą paczki, w których od razu można się domyślić, co w nich się znajduje. Jest też nóż, który splamiony jest krwią, tak samo, jak paczuszki z narkotykami. Jedynie morze w głębi wydaje się takie spokojne, w ogóle nieoddające tego, co przeczytamy na kartach powieści.
Gdzie toczy się akcja? Zapewne od razu powiecie, że... jak to gdzie!?! Na morzu przecież! No... i tak, i nie. Oczywiście autor, znawca morza i oceanów, umieścił akcję na Morzu Karaibskim, na wybrzeżach Jamajki i Stanów Zjednoczonych, ale to nie wszystko, co nam zaoferował. Pościgi, strzelaniny, morderstwa z zimną krwią, nieoczekiwane zwroty akcji będziemy mogli obserwować również w naszym kraju. I to nie nad morzem, a na Pojezierzu Mazurskim w Wilkasach, wsi położonej nad jeziorami Niegocin i Tajfy. Ba! Będą też góry, Bieszczady, ale już tylko marginalnie.
Przejdźmy zatem do bohaterów powieści. Główną postacią lektury jest starszy oficer na statku towarowym, Sławomir Muras. Zmęczony swą ciężką pracą na jednostkach pływających, z poczuciem ciągłej tęsknoty za swoją rodziną, Anną i córeczką Kasią, postanawia, że będzie to ostatni kurs, ostatnia misja, kontrakt, który pozwoli mu w realizacji dalszych życiowych planów. Marzy mu się nieduża kawiarenka w swoich rodzinnych, pięknych mazurskich okolicach i spokojna emerytura z najbliższymi. Razem ze Sławkiem na statku przebywa jego bliski przyjaciel, a zarazem mechanik, Piotr. Obaj zostają wplątani w działania potężnego gangu przemycającego różnego rodzaju narkotyki i broń. Te mają być przetransportowane z Jamajki z nadmorskiego Kingston, do Stanów Zjednoczonych, do Miami. Oczywiście Polacy nie mają wyjścia, muszą to uczynić, ponieważ ich rodziny również nie mogą czuć się bezpiecznie w obliczu śmiertelnie groźnego przeciwnika. Polacy nie są jednak zdani na łaskę i niełaskę kartelu narkotykowego. Nad nimi "czuwają" amerykańscy agenci rządowi (DEA), którzy za zadanie mają walczyć z wszelakimi przestępstwami związanymi z narkotykami.
Dodatkowo poznamy terminologię związaną ze statkami. Autor, używając słów z tym związanych, od razu na danej stronie wyjaśniał trudne nazwy, by taki laik jak ja, od razu mógł się dowiedzieć, o czym czyta.
Podsumowując, mogę tylko dodać, że powieść czytało mi się bardzo przyjemnie i z czystą przyjemnością mogę polecić innym, lubiącym taką tematykę.
Recenzja powstała dzięki portalowi sztukater.pl, któremu dziękuję za egzemplarz książki.