Ta książka powinna zostać zekranizowana! Chce ją obejrzeć na wielkim ekranie, najlepiej jak najszybciej i z jak najlepszą obsadą! Macie takie książki, które chcielibyście zobaczyć w kinie?
Zacznę od tego, że ta książka dość sporo czasu czekała na swoje przeczytanie. I tak. Widziałam te wszystkie zachwalające recenzje i nie wiem czemu stało się tak, a nie inaczej. Ale nie żałuje, bo przynajmniej nie muszę czekać na drugą część, bo oczywiście autorka nie omieszkała podnieść mi ciśnienia na sam koniec historii. Ale na pisanie o końcówce jest jeszcze za wcześnie! Zacznijmy od początku. „Skorpion” to pierwszy tom serii Prawniczka Camorry i ma ponad 420 stron – potężny grubasek, prawda? I wyobraźcie sobie, że jest to debiut. Ale nie byle jaki, to jeden z tych debiutów, które chce się czytać i których nie chce się kończyć! Ja się pytam, gdzie autorka tyle czasu się podziewała :P
Sama książka nie jest stricte romansem mafijnym, w którym on – zły, poznaje kobietę i oznajmia wszem i wobec, że będzie jego, a ona opiera się przez dwa rozdziały, a potem mu ulega. Fabuła tej książki jest bardziej zagmatwana, a poprowadzona jest w tak genialny sposób, że podczas czytania, ma się wrażenie, że ogląda się naprawdę dobry film gangsterski, w którym tajemnice, intrygi i porachunki mafijne grają pierwsze skrzypce. Cała akcja nie jest dynamiczna, tutaj wszystko dzieje się powoli, ale jest tak dokładnie dopracowane, że od tych wydarzeń nie można się oderwać. Z niecierpliwością śledziłam poczynania prawniczki Lisy, która zostaje praktycznie bez pracy, a to czego się dowiaduje, no cóż tu dużo mówić, nie każdemu się to podoba. Jedni chcą ją dorwać, inni wykorzystać do swoich celów, a jeszcze inni… a co ja Wam będę streszczać fabułę – to po prostu trzeba przeczytać!
Oprócz genialnej historii, która wciąga niczym trąba powietrzna, na ogromne uznanie zasługują bohaterowie i ich kreacja. Główna bohaterka nie jest wyidealizowana. Ma swoje zalety, ale ma i też dość spore wady, a jej podejście do niektórych spraw, może być z leksza nie do zaakceptowania. Mnie to w ogóle nie przeszkadzało! Wręcz byłam tym zachwycona, bo w końcu ona, była jak najbardziej prawdziwa! Twarda babka, która wie ile jest warta i doskonale wie czego chce. Uwielbiam takie kobiety w książkach – wiadomo, że nie będą miałkie, ani nijakie i wprowadzą w tej historii nie lada zamieszanie. Z kolei James mocno mnie zaintrygował, bo choć dla innych nie miał litości, umiał pokazać się nawet z tej dobrej strony. Do tańca i do różańca jak to mówią :p Pozostali bohaterowie w świetny sposób współgrają z całą historią przez co ja uważam, że każdy z nich był tutaj potrzebny i każdy z nich odegrał idealnie swoją rolę! Z początku trochę się w nich gubiłam, ale z czasem już na spokojnie rozróżniałam, kto jest kim. Wszystkie relacje między bohaterami – tymi głównymi, jak i pobocznymi, zostały przedstawione w sposób jak najbardziej rzeczywisty. Tu nie ma skakania do łóżka przy drugim spotkaniu ( chyba, że mówimy tu o paniach o towarzystwa, których i tutaj nie brakuje :P ), nie ma wyznawania sobie miłości od razu po pocałunku – po prostu na wszystko przychodzi odpowiedni moment i to jest tu idealnie zobrazowane.
W moim odczuciu, autorka odwaliła kawał dobrej roboty. Same nazwy Włoskich miejscowości i wszystkie ich opisy, były tak dopracowane, że miałam przez moment wrażenie, iż pani Falatyn w tych Włoszech mieszka i zna je od podszewki :P Jestem zachwycona tą książką, naprawdę! Ją się chłonie całą sobą i z każdą stroną chce się więcej. Jeśli o mnie chodzi mogła mieć nawet 200 stron więcej! Oprócz ciszy i powieści Ani Falatyn, nic mi więcej do szczęścia nie było trzeba :D (nawet ciepłej herbaty, bo ta została za chwilę zapomniana, jak już zaczęłam czytać :P ) Gratuluje autorce genialnego debiutu! Mam dylemat czy sięgać po „Prawniczkę” już teraz, czy poczekać, aż na horyzoncie pojawi się już określona data kolejnej części… ale nie powiem, zakończenie „Skorpiona” wprawiło mnie w osłupienie i najchętniej bym czytała dalej już teraz, w tym momencie. Jak myślicie? Czytać? Czy czekać?