„Żongler” to właściwie dwie książki. Jedna mogłaby nosić tytuł „Ja, Agata Tuszyńska”. Druga „O Romanie Kacewie”. Skoro już zostały połączone w jedną całość, to szkoda, że tekstów każdej z nich nie wyróżniono kolorami – wiedziałbym, których fragmentów unikać.
„Życie przed sobą” poleciła mi ciotka. Miałem wtedy może ze dwadzieścia lat. Na zachętę ciotka dodała, że autor, Émile Ajar, pisał też pod pseudonimem Romain Gary, ale wydawcy i krytycy bardzo długo nie wiedzieli, że to ta sama osoba. Pod obiema pseudonimami zdobywał liczące się nagrody literackie. Wyobrażałem sobie, że zapewne miał wiele uciechy, śledząc dyskusje profesjonalistów, którzy porównywali pisarstwo jednego i drugiego oraz dowodzili wyższości raz tego, raz tamtego. O tym, że tych nazwisk i osobowości było dużo więcej, dowiedziałem się znacznie później. Także i tego, że te metamorfozy nie były ze strony Kacewa/Gary/Ajara intelektualną zabawą, że miały charakter eskapiczny. A „Życie przed sobą” do dziś uważam za jedną z najlepszych książek, jakie czytałem. Jest ona po prostu genialna.
Tuszyńska o swojej pracy:
Trudnię się dziwacznym zajęciem. Zajęciem niekoniecznym. Zbieram linie papilarne ulic. Zdejmuję je ze schodzonych chodników teraźniejszości. Robię to bez użycia narzędzi. Gołymi rękami, z pomocą oczu i nosa. Przenikam w głąb, pod skórę czasu…[1].
Biografia Romana Kacewa (Romaina Gary, Émile’a Ajara) to koszmarne wyzwanie. Razem z matką tworzyli wiecznie nowe osobowości, zmieniali imiona, nazwiska, dane biograficzne w ogóle, wszystkie możliwe informacje o sobie. Udawali, konfabulowali, grali. Z paszportu Miny Kacew łatwiej można dowiedzieć się, kiedy kupiła buty (sic!), niż cokolwiek pewnego o niej samej. Tropiąc zagmatwane ślady pisarza i jego rodziny Tuszyńska wykonała kawał dobrej roboty. Jednak… Nie byłem w stanie gładko dryfować z nurtem potoku jaźni Agaty Tuszyńskiej. Co chwilę obijałem się o jakieś przeszkody, zdania, określenia, pojęcia, wyrazy, które nie pasowały mi do narracji i ją rozbijały.
Tymczasem po raz szósty się przeprowadzali, więc kufry, pakowanie, kulisy[2].
Kulisy? Jakie kulisy? Kulisy to, zdaje się, część teatru za sceną, niewidoczna dla widzów. Może chodziło o kulisów, którzy podczas przeprowadzki dźwigali toboły z rzeczami? W końcu uznałem, że to zapewne jakiś skrót myślowy autorki. Gdybym był w stanie podążać śladami jej myśli, to zapewne bez chwili wahania wiedziałbym, o co chodzi. Jednak coś takiego rzadko mi się udawało, a takich momentów jest w książce więcej.
Kameleonowate nie dostosowują swojej barwy do otoczenia, podłoża – ich barwa zmienia się wraz ze zmianą stanu fizycznego i emocjonalnego, zmianą temperatury i natężenia światła, jest też formą komunikacji z innymi osobnikami. To informacje z końca mojej podstawówki. Jednak na swoich przekonaniach na temat kameleonów Tuszyńska zbudowała poważną interpretację postaw i zachowań Romana Kacewa. Choć przecież wiedziała, choćby z Wikipedii (rozpoznałem tekst w książce, s. 201), jak to naprawdę jest w tymi kameleonami. A może jej przekonania wydawały jej się bardziej wartościowe i barwne niż fakty?
Intrygujące wydały mi się rozważania Tuszyńskiej na temat popularności biografii. Czemu po nie sięgamy (my – czytelnicy), dlaczego o jakiejś postaci chcemy wiedzieć dużo, jak najwięcej, najlepiej wszystko? Wprawdzie ja lubię biografie z powodów innych niż wymienia Tuszyńska, ale jej propozycje uważam za wyjątkowo ciekawe. Wartościowych kawałków jest w książce więcej.
Zaskoczyła mnie trochę ocena Miny Kacew. Do pewnego momentu Tuszyńska pisze o niej zwykle z podziwem i aprobatą. Jaka ona odważna, jaka wyzwolona! Tak? Bo porzuciła dwóch mężów i synka? Bo zafiksowała się na karierze drugiego syna, któremu wdrukowała w psychikę, że za wszelką cenę musi być kimś? Roman miał być genialnym matematykiem, ale nic z tego nie wyszło, bo nie radził sobie nawet z prostymi rachunkami. Miał zostać światowej klasy skrzypkiem, ale i ten pomysł nie wypalił, bo z instrumentem sobie nie radził. Miał być tancerzem baletowym i… nici. Kiedy okazało się, że jedyny talent jaki przejawia, to malowanie, matka… zabrała mu farby, bo wszyscy malarze to tylko pijacy i degeneraci. Kiedy już wszystko zawiodło, jedyne co mu zostało, to pisarstwo. Ciekawe jak się czuł dzieciak i dorastający chłopak z wiecznie rozczarowaną nim matką…
Istotnym plusem książki są zdjęcia, za nie jestem autorce naprawdę wdzięczny. Inaczej jest z listami Tuszyńskiej do Kacewa. Nie wiem, czy są one prawdziwe, czy tylko pisane „pod” biografię Ajara, to nie ma znaczenia, bo przecież nigdy nie wysłane (powstawały wiele lat po jego samobójczej śmierci w 1980 roku). Przede wszystkim zupełnie w tej książce zbędne. Może naprawdę koncentrowanie się non-stop na kimś innym, a nie na sobie, jest takie trudne? Z drugiej strony w „Butach Ikara” Mariana Buchowskiego (
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/buty-ikara-biografia-edwarda-stachury/opinia/24397278) i stu innych biografiach, jakie czytałem, nic takiego nie ma.
Pewnego typu manipulacje nie podobają mi się bardzo. To takie chwyty poniżej pasa. Na przykład spotkanie z Simenonem.
Gary odwiedził twórcę komisarza Maigret w Ameryce, spędzili wspólnie kilka dni. Nie wiem, czy udało im się omówić najważniejsze samcze kwestie, byli w towarzystwie żon. Nie wiem, na ile spotkanie przybrało formę pawiego pojedynku o to, czyje pióra potężniejsze[3].
Wbrew pozorom wielu czytelnikom wcale niełatwo będzie zauważyć to, co jest tutaj najważniejsze, czyli: NIE WIEM. Sztuczkę tę Tuszyńska stosuje w książce wiele razy. Po co pisać coś, czego się nie wie? To proste! Żeby insynuować! W biografii, rzetelnej biografii, oczekuję faktów, a nie złośliwych insynuacji. Gdybym tak napisał, że nie wiem, czy Tuszyńska w młodości uprawiała seks za pieniądze, to przecież wszystko byłoby w porządku i niczego zarzucić mi nie można, bo przecież wyraźnie napisałem, że nic o tym nie wiem, czyż nie tak? Otóż nie. Według moich standardów jednak nie. I właśnie dlatego o prowadzeniu się autorki jednak nic nie napiszę. Bo nie wiem.
„Następnym razem, kiedy obrażą wobec ciebie twoją matkę, chcę, żeby cię przynieśli do domu na noszach… Całego we krwi, żebyś nie miał ani jednej niepołamanej kości…”.
To jeszcze nie wystarczyło, nie uśmierzyło jej wściekłości.
„Masz mnie bronić! I nic mnie nie obchodzi, co ci mogą zrobić ich pięści. Cierpi się od czego innego. Jeśli będzie trzeba, masz dać się zabić”[4].
Mam pewien kłopot z oceną „Żonglera”. Czy Agata Tuszyńska potrafi pisać, czy ma wykształcony warsztat twórczy? Owszem, jak najbardziej, to nie ulega wątpliwości. Na okładce książki ktoś wyznał nawet, że kocha pisarstwo Agaty Tuszyńskiej i nawet mnie to nie dziwi, bo naprawdę sprawnie operuje ona słowem. Tyle tylko, że mnie się jej pisarstwo nie podoba. Gdyby nie Émile Ajar (i „Życie przed sobą”, i zdjęcia) rozstałbym się z tą książką po czterdziestu kartkach.
Ostatecznie i żeby nie było wątpliwości: moja ocena dotyczy "O Romanie Kacewie".
--
[1] Agata Tuszyńska, „Żongler. Romain Gary”, Wydawnictwo Literackie, 2022, s. 16.
[2] Tamże, s. 35.
[3] Tamże, s. 382.
[4] Tamże, s. 142.