Opowieści pełne dziwnych zjaw, wampirów, strzyg, wilkołaków. Czarownic, strażników ciemności, upiorów. Nadprzyrodzone moce, zaskakujące wydarzenia, czary, magia. A to wszystko umiejscowione w realnym, współczesnym świecie, wśród nieświadomych istnienia drugiego wymiaru, ludzi. To obecny trend w literaturze, przez niektórych uwielbiany, przez innych krytykowany. Mogę powiedzieć, że jestem mniej więcej na pograniczu tych dwóch grup. Sięgam po opowieści paranormalne i tak jak w każdym innym gatunku, są dobre książki i książki słabsze. Nie zależy to od tematyki, tylko od warsztatu.
Z ciekawością sięgnęłam zatem po książkę Melissy De La Cruz, zatytułowaną "Zapach spalonych kwiatów". Ujęła mnie piękna okładka i interesująca zapowiedź z wydawnictwa Znak. Bohaterkami tej opowieści są trzy kobiety, matka i jej dwie córki. Joanna, Ingrid i Freya. Zamieszkują małe miasteczko North Hampton, które podobno nie znajduje się na żadnej z map a "mała wyspiarska społeczność na samym skraju Atlantyku była zagadką dla obcych, którzy trafiali tu wyłącznie przypadkiem i nawet nie przyszłoby im do głowy wracać do tego miejsca".1
Tak więc kobiety żyją w tym spokojnym, na pozór, miasteczku i wydawać by się mogło, że to kolejna z obyczajowych powieści o rodzinie, kłopotach, miłościach i poszukiwaniu własnej drogi. Zapewne część tych rzeczy także tu odnajdziemy, ale w treści doszukamy się czegoś więcej. Magia, czary, zagrożenie, czarownicy, błękitnokrwiści, tajemnice, morderstwa, samobójstwa. Bo Joanna, Ingrid i Freya to czarownice starsze niż świat, które zostały tu zesłane przed Radę i nałożona została na nie kara, zabraniająca używania swych mocy. Jednakże każda z nich w małym stopniu nadal para się magią, ale tylko po to, aby pomóc gatunkowi ludzkiemu. Freya w swoim barze przygotowuje fantastyczne drinki, które pomagając ludziom zwalczyć w sobie to, co sprawia, że nie mogą poczuć się wolni. Ingrid, prowadząca miejską bibliotekę, wiążąc supełki, pomaga kobietom w ich codziennych problemach, a Joanna, zabawiając syna swoich pomocników w prowadzeniu domu, używa magii, aby rozśmieszyć chłopca.
Ich życie upływa w miarę spokojnie, do momentu, w którym Freya zaręcza się z bogatym i przystojnym Branem Gardinerem. Sprawy jeszcze bardziej się komplikują, gdy poznaje jego oszałamiającego brata, Kiliana, do którego zaczyna czuć dziwny pociąg. Którego nie rozumie i z którym nie może sobie poradzić. A to dopiero początek kłopotów. Pojawiają się martwe ptaki, zanieczyszczenia, zaginięcia ludzi. Jak z tym poradzą sobie czarownice, jednocześnie panując nad swoimi mocami? I jak rozwiążą zagadkę, jednocześnie rozwiązując problemy osobiste? Myślę, że po przeczytaniu tej książki na część pytań na pewno znajdziecie odpowiedź. Ale czy na wszystkie? Mogę dodać tylko tyle, że zakończenie jest zaskakujące i daje nadzieję na kontynuację. Napisałam nadzieję? No tak, bo nie ukrywam, że opowieść ta przypadła mi do gustu i z wielką chęcią sięgnę po ciąg dalszy tej magicznej historii. Pełnej pasji, namiętności, takiej zwykłej ludzkiej, a jednocześnie nadprzyrodzonej i jak nie z tego świata.
Polecam "Zapach spalonych kwiatów" nie tylko zwolennikom tego rodzaju literatury, myślę, że jeżeli nikt do tej pory nie czytał nic z tematyki "paranormalnej", to z powodzeniem może zadebiutować na czytelniczym polu właśnie z niniejszym tytułem. Zachęcam.
1) Str. 11
http://agnesscorpio.blogspot.com/2011/11/melissa-de-la-cruz-zapach-spalonych.html