,,- Na pewno spodoba wam się w naszej szkole – wychowawca popatrzył na Mikołaja. - Chodź, odprowadzę cię do zerówki.
Mikołaj trzymał mnie cały czas za rękę.
- A w Doniecku jest wojna – powiedział cicho.''
Sądzę, że tą cienką książeczkę powinien przeczytać każdy, kto bredzi i powiela w internecie idiotyzmy na temat tego, jak to Ukraińcy mają w naszym kraju dobrze i fantastycznie, no nic tylko im zazdrościć.
Historia opowiedziana przez Barbarę Gawryluk jest oparta na faktach – na historii prawdziwej ukraińskiej rodziny, która zmuszona była uciec przed rosyjską agresją na ich kraj. Która przeżyła to, czego nikt nie powinien przeżywać – w szczególności dzieci. Naloty, bomby, czołgi na ulicach. Wybuchy, odgłosy strzałów, świadomość tego, że wujek kolegi jest w wojsku. Niekończące się pytania o to, czy tata też w wojnie będzie brał udział? Co się stanie z moimi zabawkami? Czy spanie w piętrowym łóżku dalej jest bezpieczne? Dlaczego dziadkowie nie chcą z nami wyjechać? Kto będzie jeździł na moim rowerze? Czy jeszcze kiedyś będę miał rower? A co z moimi kolegami z klasy? Z ich rodzicami? Czemu niektórzy zostają, a inni nie? Czemu niektórzy wracają, a inni nie?
I gdyby to już nie było samo w sobie wystarczająco straszne to trzeba jeszcze zaaklimatyzować się w nowym środowisku. W nowym kraju. Trzeba poznać nowe słowa i nowy alfabet, i nowe zwyczaje, i nowych kolegów... Romuś, Mikołaj i Natalka mają o tyle łatwiej, niż ich rówieśnicy, że ich rodzina w części pochodziła z Polski i wobec tego w ich domu mówiło się też w tym języku. Może niezbyt często, ale jednak.
Nie zmieniło to jednak tego, że dzieciaki w szkole potrafiły być okrutne. Dokuczały, wyzywały albo alienowały swoich nowych kolegów. Czy to z czystej złośliwości, czy z niewiedzy i strachu, czy z nieprawdziwych informacji, które przekazali im rodzice.
Ta historia – podobnie jak ta w prawdziwym świecie – ma swój ,,szczęśliwy koniec''. Szczęśliwy o tyle, że ta jedna konkretna rodzina znalazła dom i spokojną przystań w Polsce.
Ale to w niczym nie umniejsza tragedii jaką ci ludzie przeżyli – tego, że rosyjskie rakiety zniszczyły ich blok. Tego, że w Ukrainie wciąż są ludzie o których się martwią, których kochają i za którymi tęsknią. Tego, że w Doniecku nie można spokojnie żyć, tak jak wcześniej. Że prawdopodobnie jeszcze przez długi, długi czas nie będzie można do niego wrócić.
I chociaż jest to książka prosta, bo pisania z myślą o dzieciach – o tym, żeby pokazać im, co przeżywają ich ukraińscy rówieśnicy; żeby nasze polskie dzieciaki uwrażliwić – to jednak czytając ją cały czas czujemy ścisk w gardle, bo jako dorośli wiemy, jak straszna jest wojna i jaki bezmiar tragedii kryje się za tym słowem.