Adam „przepraszam, że żyję” Lipiec, skromny, cichy i pokornego serca nauczyciel, za sprawą napisanego scenariusza na miniserial wkracza do twardego, cynicznego i pozbawionego skrupułów świata show biznesu. Poznaje Igę Wysocką, aktorkę-celebrytkę, której powierzono główną rolę. Iga jest piękna, przebojowa, odnosi sukcesy, „sprzedaje” się w social mediach i oczywiście jest strasznie zagubiona, a świat, który sobie stworzyła wcale nie jest tym wymarzonym. Ach, zapomniałam dodać, że jest po trudnym związku. Adam zaś to wieczny poszukiwać miłości doskonałej, idealnej i na zabój. Prawie zaręczony. Zraniony i odrzucony. Adam wiecznie się kryguje, Iga próbuje wyjść na kogoś innego niż jest. Adaś zgrywa filozofa chłopskiego, Iga cała sobą chłonie jego mądrości. Potem wdraża w życie rady początkującego scenarzysty, wychodzi na plan, „gra” scenę i oczywiście wszystko wychodzi więcej niż świetnie. Potem każde na swój sposób długo i rozwlekle analizuje przemyślenia względem drugiego i zaistniałej sytuacji lub jedno tłumaczy drugie. Gadki w stylu „jestem beznadziejny” – „ależ nie, nie jesteś” przewijają się przez całą powieść. Najmniej „zjadliwa” była wg mnie intymna sytuacja między Igą i Adamem, a szczególnie wszystko „po”. Skupianie się na swojej fizyczności i na tym jak się wypadło i że Adam podołał zadaniu, infantylne zdania usiłujące pokryć zażenowanie i totalny brak spontaniczności i jakiejś chemii między bohaterami nie były w stanie nijak urealnić tej rzekomej fascynacji między bohaterami.
Uważam się za fankę twórczości autora. Lubię jego styl i sposób prowadzenia narracji. Lubię też jego męską filozofię związków i miłości. Przeczytałam wszystkie jego powieści i jak dotąd każda idealnie wpasowywała się w moje oczekiwania i gust. Niestety tutaj zdecydowanie coś nie poszło. Było mdło, nudno i niestety o niczym. Wielostronicowe monologi często nic niewnoszące do fabuły (np. dlaczego Justyna gotuje), długaśne rozmowy kompletnie bez żadnej głębi (męski weekend Kuba-Adam), często polegające bardziej na używaniu synonimów (przykład rozmowy Justyna-Iga-Adam odbytej w celebryckiej knajpie: „Ja strasznie dużo analizuję. Właściwie każde zjawisko staram się jakoś tak społecznie objąć. I to sprawia, że czasami jestem taka dociekliwa” – to mówi Justyna; „Ciekawska raczej” – ripostuje Iga; „Tak, wiem, wścibska” – znowu dodaje Justyna; „Ja bym powiedział, że raczej ciekawa świata” – wtrąca swoje trzy grosze Adaś), racjonalizowanie wszystkiego i trochę na siłę dopasowywanie każdej teorii do siebie. A najlepsze bez wątpienia są porady i konsultacje Adama jakich udziela na planie. Kompletnie nieznający się na branży, a wręcz pogardzający nią skromny nauczyciel, staje się guru dla starych wyjadaczy... Troszkę dynamiki pojawiło się gdy na scenę na chwilę wszedł były chłopak Igi – Maciek. Ale trwało to chwilę i było tego zdecydowanie za mało żeby przeważyło szalę ogólnej nudy.
Nie odnalazłam w tej powieści tego zawsze fascynującego mnie kieresowego magnetyzmu. Nic, co by mnie do niej przyciągało, co by sprawiło, że nie mogłam się doczekać dalszego ciągu. Wręcz przeciwnie, nie mogłam się doczekać kiedy historia się skończy każdorazowo odkładając powieść z uczuciem ogromnego znużenia. A kiedy wreszcie, po niemal dwóch tygodniach zmagania się z tekstem, dobrnęłam do końca, poczułam ulgę. Piękny, zapowiadający jakąś niesamowitą historię z motywem big love tytuł dopiero na samym końcu przyniósł mi to, na co czekałam z nadzieją obracając kolejną stronę: wzruszające zakończenie w kieresowym stylu. I za to dodaję gwiazdkę.
Moim liderem wśród powieści autora jest „Nasz kawałek świata” i właśnie takie jego powieści chciałabym czytać.
Na koniec „perełka” korektorska:
„Konrad Majewski, grający główną rolę męską, miał z nich największy, a właściwie najbardziej wartościowy dorobek, i to jego nazwisko miało stanowić główny magnez tej produkcji” – zwracam uwagę na słowo ”magnez”, które w kontekście, w jakim zostało użyte aż kłuje w oczy. Magnez to nie to samo co magnes.