'' Gesty '' to opowieść bardzo smutna , przyznaję że nieźle mnie zdołowała . To opowieść człowieka na granicy depresji . Człowieka który widzi wszystko na czarno , a przynajmniej '' na czarno '' o tym opowiada . Czytając miałam wrażenie że nawet w miarę jaśniejsze zdarzenia z tej opowieści są opowiedziane '' na smutno '' . Ten człowiek , narrator Grzegorz , to czterdziestoletni scenarzysta teatralny i reżyser , autor wielu wystawianych i długo nieschodzących z afisza sztuk teatralnych . Niezależny finansowo , mieszkający w stolicy , samotnik . Nie ma właściwie przyjaciół , a i kobiety w jego życiu pojawiają się nieczęsto . W swoich wspomnieniach , napomyka o Zuzi z którą mieszkał w górskim domku z dala od reszty świata . Ale wygląda na to że i Zuzia nie wytrzymała porównywania do młodzieńczej miłości Grzegorza , Kasi . Oto ten zdawałoby się przynajmniej zawodowo spełniony człowiek stolicy i teatralnej śmietanki , zmuszony jest wrócić do Białegostoku , do rodzinnego domu by zająć się Cezarem , psem który dokończył swojego żywota , a z którym jego stara matka nie potrafi sobie poradzić . Wracając do domu swoich rodziców , siłą rzeczy zaczyna sobie przypominać swoje szkolne lata . Powieść pokazuje nam teraz jakby dwa '' ekrany '' z życia Grzegorza . Czas tamten szkolny i dziecięcy , oraz czas obecny , czyli relacje z chorą na raka matką . Relacje chłodne , jakieś takie nijakie , zupełnie nie ciepłe i rodzinne , chociaż to matkę kochał bardziej niż drobiazgowego i czepialskiego , wiecznie nieobecnego ojca . Przynajmniej sam tak deklaruje . Mimo tego w pewnym miejscu swojej opowieści mówi '' Nie rozmawiamy dużo . Nie umiemy . Oglądamy telewizję . '' (str.54) . To stwierdzenie mocno zagościło w mojej głowie . Krótkie , proste do bólu i do bólu treściwe . Właściwie Grzegorz sprawia wrażenie dość antypatycznego człowieka , zresztą sam o sobie chyba myśli podobnie '' Nic mnie tak bardzo nie męczy jak moja osoba ; nikt '' (str.173). Trudno go polubić , obserwując jak się zachowuje , jak siedząc na ganku i wypalając papierosa za papierosem snuje swoje smutne historie , a każdy przejaw czegoś jaśniejszego wręcz odtrąca . W pewnym miejscu , w momencie kiedy opisuje szczęśliwą rodzinę przy wigilijnym stole pisze coś w stylu , muszę stąd szybko wyjść . Tak jakby szczęście miało go zabić ? udusić ? Albo tak jakby uważał że szczęście mu się nie należy ? Ale ten dylemat pewnie rozsądziłby jakiś dobry psycholog , a nie ja '' szara '' czytelniczka .:) .Wracając do rodzinnego miasta Grzegorz przypadkiem , a właściwie przy okazji choroby matki spotyka dawnego swojego kolegę Pawła , z którym kiedyś siedział w jednej ławce . Paweł teraz jest lekarzem i ma to wszystko czego nie ma Grześ , żonę dzieci , piękny dom i pokaźne konto w banku i też jak się okazuje jest nieszczęśliwy . Kiedy Grzegorz dowiaduje się że ma guza mózgu , postanawia '' pobyć '' z bliskimi mu ludźmi . Postanawia zaprosić ich wszystkich na wigilię i jednocześnie swoje 40 - te urodziny ,które przypadają właśnie w wigilię . Czy zdąży jeszcze poczuć trochę ciepła przed którym całe życie uciekał ? . Powiem tylko że obok tej książki nie da się przejść obojętnie , że uruchamia całą gamę różnych emocji , że jest gorzka i miejscami smutno - ironiczna , ale jest bardzo dobra , mimo irytującego mnie '' odliczania '' i powtórzeń . Polecam :)