Z twórczością Roberta J. Szmidta – tłumacza, autora dwudziestu dwóch powieści – zetknęłam się niedawno, czytając „Szczury Wrocławia. Chaos”. Nie przypuszczałam, że taka mieszanka gatunków (horror, science fiction) przypadnie mi do gustu. Kolejna część zatytułowana „Szpital” ponownie zaprosiła mnie do mrożącego krew w żyłach, mrocznego polskiego miasta.
Jest rok 1963. We Wrocławiu panuje epidemia czarnej ospy. Zaraza bardzo szybko się rozprzestrzenia i zbiera swoje piekielne żniwo. Towarzyszy jej dziwne zjawisko. Okazuje się, że zwłoki ludzi, którzy w jakikolwiek sposób stracili życie, ożywają.
Robert Szmidt w powieści „Szpital” opisuje początek epidemii widziany z innej perspektywy niż w „Chaosie”. Wchodzimy do wnętrza poniemieckiego budynku kliniki psychiatrycznej przylegającej do zakładu karnego. Zamknięci i odizolowani od świata zewnętrznego ludzie, mimo pozornego odcięcia od katastrofy, muszą stawić czoła temu, co dzieje się wewnątrz kliniki. Lekarze, pielęgniarki i pacjenci na własnej skórze poznają nie tylko zagrożenie wynikające z kontaktu z zainfekowanymi, ale zmierzą się też z pochodnymi katastrofy, takimi jak głód czy panika związana z zamknięciem.
Oto 9 sierpnia w mury kliniki psychiatrycznej trafia człowiek, który twierdzi, że jego żona zmarła, po czym zmartwychwstała, by następnie popełnić samobójstwo. Człowiek ten natychmiast zostaje uznany za szaleńca.
Pojawienie się tego mężczyzny w szpitalu rozpoczyna ciąg krwawych zdarzeń. Mało liczna załoga będzie próbowała odeprzeć zagrożenie. Z jednej strony personel nie może dopuścić do rozprzestrzeniania się infekcji. Z drugiej trzeba dbać o pacjentów, by ci nie zrobili sobie krzywdy. A są nieprzewidywalni, niebezpieczni.
W dalszej części treści "Szpitala" jest krwawa jatka, gdzie zombie w morderczym szale zabijają i przemieniają kogo popadnie. Ta część podobała mi się mniej. Wolę klimat grozy i dreszcz ciągłego zagrożenia. Ale cóż, taki już urok zombie.
Obserwujemy losy bohaterów, którzy walczą z rozprzestrzeniającą się zarazą zamieniającą ludzi w zombie. Autor oparł fabułę na ciągu przyczynowo-skutkowym sprawiającym, że każda decyzja, każdy ruch jednego bohatera ma wpływ na losy innych. Dzięki temu czytelnik raczy się zaskakującymi zwrotami akcji.]
„Szpital" to książka, która obnaża ludzkie instynkty, skrywane perwersje i prezentuje szeroki wachlarz charakterów. Do galerii postaci trafia Marcin Przybyłek. Skąd? On twierdzi, że z przyszłości. O jakich wynalazkach z lat dwutysięcznych opowiada? Gdy dołożymy do tego obraz medycyny z czasów PRL-u, szczególnie w dziedzinie psychiatrii – nadużycia, nieetyczne postępowanie z pacjentami, powstaje interesujący koktajl treści i emocji. Powieść czyta się bardzo szybko. Jest to idealna pozycja dla osób lubiących zwartą i skoncentrowaną fabułę.
Jeśli martwicie się, że nie czytali/łyście "Chaosu" i jak tu czytać "Szpital", spieszę z pocieszeniem. Akcja obu części biegnie jakby równolegle, więc "Chaos" można przeczytać później. Gdy powstawała ta seria, "Szpital" bowiem stanowił swoisty dodatek (tak jak w grach).