Uwielbiam pióro Krystyny Mirek. Jej powieści czyta się jednym tchem. Nie inaczej jest ze "Szczęściem za horyzontem". Książka zaczyna się smutno, tragicznie wręcz, ale wraz z upływem stron zarówno główna bohaterka, jak i czytelnik odnajduje nadzieję na lepsze jutro. I choć zdarzają się momenty nieco tchnące naiwnością (bo czy ktoś wpuściłyby do swojego domu obcą osobę i pozwoliłby u siebie zamieszkać? Mało tego. Powierzyłby jej opiece własne dzieci?) i zbiegami okoliczności, które raczej nie powinny się wydarzyć, to w ogólnym rozrachunku pomysł na fabułę bardzo mi się podobał.
"Wszędzie można znaleźć furtkę do raju. Ważne, by być tam, gdzie nasza dusza najlepiej pasuje."
Autorka umiejętnie ukazała kontrast między życiem w mieście, gdzie nie trzeba martwić się o finanse czy dobrą pracę, a na wsi w trudnych warunkach, w zasadzie bez perspektyw na poprawdę bytu.
"Życie jest niczym górska rzeka. Potrafi toczyć się leniwie i przewidywalnie, łagodnie błyskając w słońcu gładką powierzchnią wody, ale umie też nieźle przyspieszyć z powodu gwałtownych opadów i tworzyć głębokie wiry, o jakie nikt jej nie podejrzewał. Podobnie jest z codziennością. Czasem w ciągu kilku dni dzieje się więcej niż przez lata."
Ujęła mnie serdeczność, życzliwość i bezinteresowna pomoc bohaterów. Takie drobne gesty znaczą bardzo dużo. To cechy, które warto pielęgnować. Jeśli zaś chodzi o Justynę to można odczuwać wobec niej niechęć. A może dać jej szansę? Tak łatwo przychodzi nam ocenianie innych po pozorach. Przecież każdy z nas popełnia błędy. I to na nich się uczymy, stajemy się lepszymi ludźmi.
Autorka położyła nacisk na problem braku zainteresowania ze strony pomocy społecznej dla samotnych rodziców. Wciąż łatwiej jest odebrać dzieci niż pomóc finansowo. Dla mnie to kuriozum. Szkoła również nie spełniła jednego ze swoich zadań. Bo jak można nie zauważać tego, dlaczego dzieci przychodzą na lekcje nieprzygotowane, brudne i w podartych ubraniach? Musieli to widzieć. Wątek ten wywołał we mnie złość, ale i też żal. Żal dzieci (kochane są) i ojca, który robił co w jego mocy, by spłacić długi zmarłej żony.
Niewątpliwie mocną stroną książki są bohaterowie. To postaci tacy jak my, z wadami, zaletami, podejmujący nie zawsze niewłaściwe decyzje. Obserwujemy ich metamorfozę w zachowaniu, myśleniu, postawach. Zmieniają się ich uczucia i emocje. A swoje słabości przykuwają w siłę.
"Trochę zaczynała rozumieć kobiety pracujące w domu. To nie rodzaj pracy ma decydujące znaczenie, ale to, z jakiego powodu i dla kogo jest wykonywana. Miłość może dodać smaku nawet suchym ziemniakom."
Historia pokazuje, że zawsze można zacząć od nowa. Spalone mosty? Zdarzają się. Ale czy to przekreśla nasze szanse na odnalezienie szczęścia? Z pewnością nie. Nawet w najtrudniejszej sytuacji można znaleźć wyjście. A każde doświadczenie jest nam potrzebne i nas kształtuje.
"Szczęście za horyzontem" to lekka, ciepła, a zarazem poruszająca powieść o rodzącej się powoli miłości, utraconym zaufaniu, poświęceniu, odkupieniu win, wybaczeniu, nauce pokory, przewartościowaniu życia. Przekonajcie się, czy Justyna zasługuje na kolejną szansę... I czy klucz do szczęścia rzeczywiście jest za horyzontem?