Świetna powieść! Zaczyna się tak: na rynku maleńkiej podkrakowskiej wsi zaczyna zwoływać ludzi łazęga - wędrowny kuglarz, który żyje z tego, co mu ludzie dadzą za występy. Niestety, wieś jest biedna i pieniędzy nikt nie przyniósł, ludzie dzielą się tym, co mają - jedzeniem. Szalbierz nie jest zachwycony, na domiar złego nagle zaczyna padać deszcz. Samotny człowiek musi schować się w miejscowej karczmie. A tam dziwnie pusto...
Książka zaczyna się od razu ciekawie, właściwie od pierwszych stron czytałam z wielkim zapałem, bo język, jakim autor opisywał wszystko dookoła, a opisywał drobiazgowo, jakbym Kinga czytała, zatem język ów jest barwny i nigdy nie czułam się znudzona tymi opisami.
Poza tym akcja rozwija się bardzo ciekawie. I im dalej, tym więcej skojarzeń:
A to z Don Kichotem Cervantesa, gdy Szalbierz spotyka rycerza, który ratuje mu życie. Cóż to był za rycerz! Zbroja na nim pordzewiała, sklecona z tego, co wielki woj znalazł na swej drodze, misja przed nim wielka (na smoki wyruszył), giermka sobie przysposobił takiego, że Sancho Pansa przy nim był dzielnym i pięknym młodzieńcem. Śmiałam się serdecznie nad wywodami zacnego rycerza - tutaj przypomniało mi się "Źródło Mamerkusa" Leszka Białego.
Kolejnym atutem powieści jest ukazanie zetknięcia dwóch światów - z jednej strony na północy Polski osiedlają się rycerze Zakonu Krzyżackiego, dopiero zaczynają, więc właściwie nikt jeszcze nie poznał ich oblicza, a że mordują Jaćwingów i Prusów - to chyba tylko dobrze? Z drugiej strony docierają pierwsze szpiegowskie oddziały tatarskie, żeby wybadać teren. Jest to obraz Polski, o jakiej w sumie mało wiemy.
Jednak największą zaletą książki jest jej barwność i ciekawa akcja, a także zawiła intryga, jaka dopiero się zawiązuje. Już jestem ciekawa, co będzie dalej, bo zakończenie pierwszego tomu jest bardzo zaskakujące.
Wielbicielom powieści historycznych na pewno się spodoba. Polecam.