To moje kolejne spotkanie z twórczością autorki. Bardzo lubię historie jakie tworzy i zawsze wyczekuje jej nowych powieści. Dlatego też nie mogłam przejść obojętnie obok książki "Szept lawendowego ogrodu", pierwszego tomu "Lawendowej dylogii". Na wstępie muszę wspomnieć, że książka została pięknie wydana, począwszy od cudownej okładki, barwionych brzegów po rewelacyjny środek. Coś pięknego! Stylistyka i język jakim posługuje się autorka jest bardzo lekki i przyjemny w odbiorze co sprawia, że książkę czyta się niesamowicie szybko. Ja pochłonęłam ją w jeden poranek i nie byłam w stanie odłożyć choćby na moment. Fabuła została w interesujący sposób nakreślona, przemyślana, dopracowana i dobrze poprowadzona. Natomiast bohaterowie, zarówno pierwszo jak i drugoplanowi, zostali w niesamowicie barwny i autentyczny sposób wykreowani. To postaci, z którymi śmiało możemy się utożsamić w niektórych przypadkach, podzielając podobne troski i dylematy moralne, a także myślę, że z powodzeniem moglibyśmy spotkać ich w rzeczywistości. W tej historii przeszłość (dzieciństwo i czasy młodzieńcze głównej bohaterki Rossetty, opisy tego z czym musiała się zmagać jej matka, jej siostra i ona sama, jakie życie wiodły) przeplata się z teraźniejszością. Obie przestrzenie czasowe zostały w absorbujący sposób zaprezentowane i tworzą razem spójną całość. Chociaż autorka nie odkrywa w tej części zbyt wiele kart jeśli chodzi o przeszłość głównej bohaterki i wydarzenia jakie wpłynęły na jej obecne życie. Razem z bohaterami przeniosłam się do Holandii, Włoch, a także nad polskie morze, do miejscowości Wicie i uważam, że autorka świetnie oddała klimat każdego z tych miejsc. Ja czytając niektóre opisy widziałam wszystko oczami wyobraźni, dosłownie czułam zapach lawendy, powiew wiatru. Ale również zapachy dochodzące lata temu z kuchni Cosimy, jak i teraz po wielu latach z restauracji jej córki Rossetty w Wiciu. Nie ukrywam, że czytając tą książkę zapragnęłam skosztować wszystkich pyszności, o których tu mowa. Na kartach powieści tak naprawdę poznajemy kilkoro bohaterów: Rossettę, jej przyjaciółkę Irenę, która całkowicie skradła moje serce, po trochu także mieszkańców Wicia, ale również trzech siostrzeńców głównej bohaterki, którzy przyjeżdżają z Holandii z odsieczą, każdy z innym usposobieniem do życia, co doprowadzało do wielu zabawnych sytuacji. Tym sposobem każda z postaci odgrywa tutaj istotną rolę, wprowadzając do historii wiele zawirowań i emocji. Ogromnie podobał mi się taki małomiasteczkowy klimat bałtyckiej miejscowości, gdzie wszyscy się znają i w razie potrzeby sobie pomagają. Czytając tą historię chłonęłam wszystko całą sobą. Przeżywałam razem z bohaterami ich smutki, bolączki, cieszyłam się kiedyś coś szło po ich myśli i naprawdę z całych sił im kibicowałam. W zasadzie ciężko było przewidzieć co dostanie się na kolejnych kartach powieści, jaka dalej potoczą się ich losy.. Tak jak wspominałam wcześniej autorka nie odkrywa wszystkich tajemnic, zostawiając Czytelnika w pewnym zawieszeniu i z ogromnym niedosytem. Końcowe strony sprawiły, że tak naprawdę nie jestem w stanie sobie nawet wyobrazić co wydarzy się dalej. "Szept lawendowego ogrodu" to opowieść o poszukiwaniu siebie o swojego miejsca w życiu, to historia o niewyobrażalnej pasji do gotowania, dzielenia się dobrem i pozytywnymi emocjami, to także opowieść o więzach rodzinnych, przyjaźni i miłości. Cudownie spędziłam czas z tą książką i czekam na ciąg dalszy. Polecam!