„W gaju” kontynuuje losy Artura Gawrona, leśniczego ze zdobytą niedawno licencją prywatnego detektywa, który w dość spektakularny sposób rozwiązał w poprzednim tomie sprawę bajkowych morderstw, czym zyskał niechcianą popularność. Tym razem Artur zostaje wynajęty jako detektyw przez ojca ofiary. W pierwszy dzień wiosny, kiedy rodzimowiercy obchodzą Jare Święto, zostaje znaleziona zabita, spalona i powieszona młoda dziewczyna. Nigdzie nie ma córki Dobrosława Boryczki – Dąbrówki. Ciało jest trudno zidentyfikować, jednak pewne znaki szczególne wskazują, że zamordowaną jest Dąbrówka. Rozpoczyna się śledztwo. Gawron oprócz tego, że bada sprawę na własną rękę, współpracuje też z policją, w której śledztwo prowadzi jego rodzeństwo. Arturowi pomaga dziennikarka Elena Zaucha, która ma na głowie własne problemy, w które Gawron również zostaje wciągnięty. Sprawa zabójstwa Dąbrówki Boryczki wydaje się prosta, jednak kolejne odsłaniane tajemnice, intrygi a nawet rodzinna klątwa coraz bardziej ją komplikują. Czy uda się znaleźć mordercę Dąbrówki? Czy Elena uwolni się od prześladujących ją koszmarów z przeszłości? Czy Gawron rozwiąże w końcu sprawę zabójstwa swojej żony Oleśki i będzie mógł rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu?
Książka „W gaju” chociaż zaliczana do kryminałów, jest tak naprawdę mixem gatunkowym, a dokładniej doskonale skrojoną mieszanką dwóch gatunków, kryminału i fantastyki w postaci przedchrześcijańskich wierzeń Słowian. Morderstwo, na którym skupia się fabuła książki, dotyczy dziewczyny pochodzącej z rodziny rodzimowierców. Dzięki temu wiele możemy dowiedzieć się o tym związku wyznaniowym. Autorka zrobiła w temacie naprawdę doskonały research, do tego wplotła wszystkie informacje w dynamicznie toczącą się akcję, dlatego wiedza na ten temat wchodzi do głowy mimochodem, do tego przyswajanie jej nie nuży. Muszę przyznać, że chociaż każdy z prowadzonych w powieści wątków podobał mi się, ten o rodzimowiercach zrobił na mnie największe wrażenie. Głównie dlatego, że niewiele na ten temat wiedziałam, a po lekturze posiadam już całkiem sporą wiedzę. Duży plus za ciekawe, typowo słowiańskie imiona bohaterów, typu Sława, Żyrosław, Mścigniewa, Niesiebudka czy wspomnieni już Dobrosława i Dobrosław. Genialnie wypadło połączenie słowiańskich wierzeń ze współczesnym światem. Są tu święta, które obchodzą rodzimowiercy, które zazwyczaj sprowadzają się wprawdzie do wielkiej popijawy, jednak wiedza o nich jest cenna. Jest szeptucha w postaci babki Dobrosława, mroczna, niedostępna, ale pomocna i dobra kobieta. Jest swarożyca (już na okładce) – jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli słowiańskich. I jest nawet wyjaśnione, co oznacza, że czasem pojawia się prawo-, a czasem lewoskrętna. Jest w książce naprawdę wiele ciekawych informacji, do tego świetnie podanych. Jeśli kogoś interesuje ten temat, tym bardziej zachęcam do sięgnięcia po książkę.
Oprócz słowiańskiego dodatku, który tak mnie zauroczył i który wprowadza do książki niepowtarzalny klimat, powieść jest rasowym kryminałem. Jest zbrodnia, nie znamy sprawcy, nie jest znany motyw. Dotarcie do prawdy jest zagmatwane, mimo to domyśliłam się mniej więcej w połowie, o co może chodzić. I nie pomyliłam się, chociaż i tak ostatecznie rozwiązanie mnie zaskoczyło, a właściwie zaskoczył mnie stopień zagmatwania intrygi i udział w niej osób, których się tu nie spodziewałam. Powieść bardzo wciąga i czyta się ją naprawdę szybko. Na jej dynamikę wpływ ma na pewno fakt, że rozdziały są krótkie, ale też to, że są pisane naprzemiennie z perspektywy różnych bohaterów, mimo że głównym bohaterem jest w powieści detektyw Gawron. Od czasu do czasu pojawiają się w książce kartki z pamiętnika Dąbrówki, co nie tylko urozmaica fabułę, ale też dostarcza kluczowych dla sprawy informacji. Książka wiele mówi o tolerancji dla odmiennych poglądów i wiary. Rodzina Boryczki, dość specyficzna, trzeba przyznać, nie ma lekko w społeczności, w której żyje. Ich zwyczaje drażnią sąsiadów. Ich dom, a nawet dwa to lokalna atrakcja. Taki trochę skansen z dawnych czasów. Pomalowany w kwieciste wzory w starosłowiańskim stylu. To wszystko plus fakt, że są bardzo tajemniczy i trzymają się w swoim gronie czyni z nich odludków i dziwaków w tej niewielkiej społeczności. Powieść zmusza czytelnika do podejmowania trudnych zagadnień dotyczących ludzkiej natury. Każe zastanawiać się, gdzie leży granica akceptacji i tolerancji zarówno dla tych, których kochamy, jak i w ogóle dla ludzi, którzy różnią się od nas.
Oprócz głównego wątku, którym jest sprawa zabójstwa młodej Boryczki, równie interesująco wypadają wątki poboczne. Za bardzo nie chcę zdradzać, o co dokładnie chodzi, żeby nie psuć niespodzianki, ale bardzo fajny i dobrze poprowadzony jest wątek życiowych trudności Eleny, dziennikarki również związanej z główną sprawą. Ciekawie wypada też sprawa siostry Artura, której w życiu również nie układa się najlepiej. No i przede wszystkim intryguje znana już od pierwszego tomu sprawa zabójstwa żony Gawrona, która ciągle pozostaje tajemnicą. Bohaterowie przyciągają uwagę, w tym tomie szczególnie ci związani z rodzimowierstwem. Ale zarówno postaci pierwszo- jak i drugoplanowe zostały dobrze scharakteryzowane. To ludzie z krwi i kości, z problemami, mnóstwem dylematów, zdecydowanie niekrystaliczni. Prawdziwi.
„W gaju” to nietuzinkowa, wielowątkowa powieść kryminalna z wątkami słowiańskimi, która wciąga od pierwszych stron i trzyma w napięciu do ostatniego akapitu, pozostawiając czytelnika z ogromnym apetytem na więcej. Gorąco polecam!
We współpracy z Wydawnictwem OBLIVIO.