To jest ich mały świat. Dryfują w morzu swoich łez, wyrzucają na brzeg niedorzeczne myśli, które chcą dotrzeć do horyzontu zwanego rodzinnym szczęściem. Monotonny, niebezpieczny szum morza zabrał ostatnią nadzieję na dziecko. Nadzieja powróci, lecz uderzy z podwójną siłą...
Potrzebuje schronienia. Potrzebuje ucieczki od przeszłości, którą spędził na froncie. Od tej chwili będzie prowadził spokojne życie. Tom rozpoczyna nowe życie w Janus Rock. Zostaje nowym opiekunem płomienia w latarni położonej 100 mil od wybrzeży Australii. Wraz z żoną Isabel zamieszkują na bezludnej wyspie. Radość przemienia się w rozpacz, gdy tracą kolejne dziecko. Pogrążona w depresji Isabel traci nadzieję. Wszystko zmienia się, gdy do brzegu wyspy przybija łódź z martwym mężczyzną i dzieckiem...
Ślad życia. Zabrała im wszystkie cechy, które mogłyby świadczyć o ludzkim szczęściu. Zmywa radość i zastępuje ją rozpaczą. W tajemnicy skrywa ich myśli, gdzie cierpienie, zrozumienie i siła walczą o podium. Stedman wykonuje ostrożne ruchy, które tworzą nieprzerwany łańcuch kłamstw. Oni kłamią! Bohaterowie drżącym głosem prowadzą czytelnika w opętane zawodzenie słów. Tworzą aurę współczucia, pokazują swoje lęki, mieszają rozpacz ze stanem ukojenia, by na koniec uświadomić, że rozgoryczenie to ostatni element układanki. Zimnym wzorkiem, śledziłam ich poczynania, trwałam, gdy podejmowali moralne decyzje i przyznaję, że Stedman grubą kreską podkreśliła emocjonalny karambol bohaterów!
Bieguny dwa. Bycie tą jedyną dla swojego dziecka bywa ciężkim doświadczeniem. Stedman wyraża matczyną cierpliwość jako dwa bieguny. Ujmuje w słowach najważniejsze rzeczy, ociera się o granicę duchowej uczty zmieszanej z wiarą w przyszłość, by za chwile pokazać drugi biegun. Odrętwiały, pozbawiony wiary w przyszłość los, który opiera się na fundamencie matczynej rozpaczy.
Słaby punkt. Pogłębiające się zaburzenia związane z rodzicielstwem, stały się dla mnie czytelniczą udręką. Trudno uwierzyć, by kobieta, która odzyskuje dziecko, dobrowolnie chciała oddać je w ręce innej kobiety. Ocierając się o granicę absurdalnego zachowania bohaterek, Stedman stworzyła dość sztuczne sceny, które odbierają przyjemność czytania powieść, która brutalnie pokazuje, komu pisane jest życie u boku dziecka.
Światło między oceanami to powieść, w której dla mnie zabrakło wyższych emocji. Trwając u boku postaci, delikatnie odczuwałam ich bolączki. Fabuła okazała dość przewidywalną wędrówką, w której mizerność akcji wyraźnie uspokaja podczas lektury. Niewątpliwie autorka, skupia uwagę na drugiej stronie powieści. Efektywnie łączy zachowania, które są wynikiem moralnych decyzji. Słowem maluje normy zachowań, które zmuszają do refleksji. Stedman pokazała, że potrafi stworzyć drugie dno swojej historii! Dramatyczne dno, w którym tylko świadectwo prawdy stanie się kluczem do nowego życia.
M.L. Stedman nie stworzyła powieści wyjątkowej. Stworzyła powieść o utartym szlaku przeżyć bohaterów, w którym siła i uczucie zostają przerwane przez rozdzielenie. Światło między oceanami uświadamia, że żadne słowa nie wyrażą rozpaczy i tęsknoty...