Jest to reportaż z podróży autora po Sudanie wzdłuż Nilu. Od Wadi Halfy, przez Chartum, Renk, Malakal aż do Dżuby. Od Sudanu Północnego, gdzie jest więcej islamu i wpływów Egipskich, po Sudan Południowy, bardziej 'nomadzki', biedniejszy, zniszczony wojną.
Książka opatrzona jest licznymi zdjęciami, które unaoczniają ten zróżnicowany kraj. Ja patrzyłam na niego przez pryzmat 'Drylandu', książki pokazującej Somalię, kraj totalnie zniszczony po wieloletnich wojnach, ogarnięty fundamentalizmem islamskim.
Gdy zasiadałam wczoraj do przeczytania 'Czasu bezdechu', to szykowałam się na totalną porcję piekła na ziemi. I ... zdziwiłam się. Bo nawet w regionach południowych, gdzie jeszcze chłopcy noszą broń po wojnie, gdzie jeszcze nie minął czas od klęsk głosu i migracji, więc nawet w regionach południowych tętni życie. Tak jakby Sudańczycy mieli w sobie jakąś siłę regeneracji!
Książka jest ciekawa. Sudan, Chartum, Wielka Tama, katarakty Nilu są dla mnie znajome i lubiane. Lubię czytać o historii Egiptu, czytałam ciekawy reportaż Kazimierza Dziewanowskiego 'Archanioły i szakale', bardzo lubię 'W pustyni i w puszczy' oraz 'Faraona'. Jednym słowem, kraina sudańska jest jakoś przeze mnie mentalnie oswojona.
Piskała opowiada o biedzie, o ludziach, o ich obyczajowości, życiu, problemach, a nawet o ich domach, o zamiłowaniu do komórek. A nawet o cenie za hotel! O religijności w tym kraju i o ropie naftowej. O różnicach językowych pomiędzy regionami o o szkolnictwie. Ciekawą i smutną anegdotą była dla mnie ta, o zatrudnieniu w ministerstwie kozy. Oby W Polsce nikomu nie przyszło zatrudniać kota...... Ale rożnie może być.....
Bardzo ciekawymi wątkami w reportażu były dla mnie te o działalności misjonarzy chrześcijańskich z Polski, o siostrze Roszkowskiej i o małżeństwie polskich filantropów Świerczyńskich. Dają one obraz poświęcenia i bezradności wobec biedy, skostniałości obyczajów afrykańskich, które często są zabójcze dla... afrykańskich kobiet.
Piskała oprowadza czytelników po wszystkich chyba problemach tego kraju: zróżnicowaniu, prostytucji, głodzie, biedzie i problemach z transportem. Ale i po zaletach: gościnności, jakiejś wielkiej sile witalnej i nadziei na przyszłość.
Bardzo ciekawe są też 'prasówki' autora, z których przebija mentalność tego kraju: to, że nie są oni europocentryczni, że artykuły sprowadzają z Chin, że patrzą nie tak jak Europejczycy na Amerykę, ale na bogatą Arabię Saudyjską. Że w chwili śmierci papieża Jana Pawła II nie była to najważniejsza wiadomość, że największym problemem rodzin tamtejszym nie jest, tak jak w Europie, in vitro i rozwody, ale poligamia czy poślubianie dzieci, na przykład pozwolenie imama na poślubianie dziewięciolatek! Co kończy się śmiercią dziewczynek w połogu. Problemem jest brak medycyny, problemem jest zbudowany szpital, który stoi pusty, problemem jest zabicie w wojnach starszyzny plemiennej i unicestwienie oralnej kultury plemion, w tym także ziołolecznictwa! Problemem jest uczenie kobiet samodzielności, aby po pewnym czasie musiały one poślubiać kogo im przedzieli rodzina.
Jest też i w tej książce wiele piękna. Mamy prześliczne zabytki oraz orientalne dla naszej kultury budownictwo. Jest wielu miejscach bardzo ciekawe. Widzimy jak to się zmienia w przekroju kraju! Pełna ciężarówek i terenówek północ i pozbawione samochodów południe. Jest Nil i pustynia. Ujął mnie cmentarz na pustyni i wyłaniające się z afrykańskiej zabudowy minarety oraz ślady dawnych zabytków.