Jarosław Klonowski, autor książki „Stowarzyszenie Przyjaciół Morderców”, wydaje swoje powieści już od 2010 roku, jednak nie jest to jego jedyne zajęcie. Założył Studio Grozy, które z powodzeniem zajmuje się łączeniem teatru ze słuchowiskiem z muzyką, dźwiękiem i obrazem. I to właśnie tam powstały scenariusze przedstawień teatralnych Urodziny Edwarda oraz Żaluzja. Ich autor postanowił, że przeniesie je na karty jednej książki w formie dwóch osobnych nowelek.
Przedstawienie „Urodziny Edwarda” było wystawiane wielokrotnie na scenie kameralnej Stowarzyszenia Przystań. Już sam tytuł wskazuje nam, o czym będzie ta historia. Edward Umbrige jest osiemdziesięcioletnim stufuntowym gburem, który z nikim nie chce dzielić się swoją fortuną. Nieliczna rodzina utrzymująca z nim kontakty jest przy nim głównie ze względu na możliwość otrzymania spadku. W końcu mężczyzna nie będzie żył wiecznie, a i pieniędzy ze sobą do grobu nie weźmie, prawda?
Cała fabuła jest satyrą pełną zaskakujących zwrotów akcji. Ociera się również o kryminał, bo podczas tytułowej uroczystości ktoś umiera. Sprawia to, że cała rodzina zaczyna skakać sobie do gardeł i wykrzykiwać, co komu leży na wątrobie. A będzie tego całkiem sporo.
Największym plusem noweli bez wątpienia są postacie, które nie tylko wyglądają charakterystycznie, ale też wysławiają się po swojemu. Edward wychowywał się w zupełnie innym świecie niż Pola i Chuck i nawet nie próbuje ich zrozumieć. Inne są także Doris i Maple, przyrodnie siostry Edwarda. Każdy z bohaterów ma swoje małe grzeszki, które ukrywa przed innymi, chociaż tak naprawdę wszyscy dobrze o nich wiedzą.
Jestem też pod wrażeniem, jak dobrze udało się autorowi opisać cały dom i jego otoczenie, dzięki czemu możemy wszystko „zobaczyć”. Jak wiadomo, teatr to nie książka, ale zupełnie inne medium i inaczej dostosowuje się do niego tekst. Moim zdaniem tutaj udało się to znakomicie, klimat lat 20. aż wycieka z opowieści. Żałuję, że nigdy nie widziałam tej historii na scenie; podobno Kamil Mączka, który odgrywał tytułowego bohatera, wypadł znakomicie.
Bohaterowie wchodzą i wychodzą z pomieszczeń, jakby pojawiali się przed publicznością i znikali za kulisami. Da się wyczuć, że całość jest oparta na sztuce scenicznej, jednak zupełnie nie przeszkadza to we wciągnięciu się w historię i w próbie samodzielnego rozwiązania zagadki śmierci jednej z postaci. Dla mnie jest to niewątpliwy plus, mało tego typu rzeczy można znaleźć na rynku, a już na pewno wśród współczesnych tytułów.
„Żaluzja” natomiast rozgrywa się w czasach współczesnych i opowiada o grupce młodych ludzi żyjących w dużym mieście. Dodam tylko, że ta sztuka nigdy nie została przeniesiona na deski teatru.
Żaneta, zwana Żaluzją, mieszka razem z Kędziorem w kawalerce; ich związek trwa już kilka lat, chociaż nie jest idealny. Najlepszym przyjacielem Kędziora jest Adrian, którego Żaluzja nie znosi. Stosunki pomiędzy bohaterami są napięte, a kiedy w budynku pojawia się Bazyl i odkrywa zwłoki swojej koleżanki w sąsiednim mieszkaniu, sytuacja jeszcze się zaognia. Autor podrzuca nam pewne tropy dotyczące morderstwa. Możemy za nimi podążyć, aby spróbować rozwikłać zagadkę, albo możemy skupić się jedynie na historii młodych ludzi.
Ja nie mam już dwudziestu lat, ale nadal pamiętam, jak wtedy się żyło. Praca, związki, imprezy. Każdy trzymał się w mniejszych grupach bliższych znajomych, często się u kogoś przesiadywało i prowadziło długie rozmowy o wszystkim i o niczym. Jedni nadal nie wiedzieli, co ze sobą zrobić w przyszłości, inni mieli już swoją małą stabilizację i się jej trzymali. Żaluzja bardzo dobrze oddaje ducha tych czasów. Chociaż są to czasy, jakie ja pamiętam. Nie mam pewności, czy współcześni dwudziestolatkowie używają tych samych słów, ale na pewno nie różnią znacznie się od przedstawicieli innych pokoleń, kiedy ci byli w ich wieku.
„Żaluzja” składa się w większej części z rozmów tych młodych bohaterów; przeważnie są one pełne humoru, jednak momentami pojawiają się też smutniejsze tony, pełne melancholii, którą młodzi ludzie zakrywają niezgrabnymi żartami. I to te smutniejsze chwile podobają mi się najbardziej. Jest w nich coś pięknego, nostalgicznego.
Obie nowele zostały wydane przez wydawnictwo Kości jako książka „Stowarzyszenie Przyjaciół Morderców” i muszę przyznać, że tytuł ten mnie zachwycił. Jest taki nietuzinkowy i intrygujący i taka sama jest też okładka, która zdobi tę pozycję. Zdecydowanie będzie się ona wyróżniała na półkach księgarni. Ja ze swojej strony serdecznie wam ją polecam.