„Złodziej mojego serca” autorstwa Meagan Brandy to powieść, która przyciąga uwagę nie tylko obiecującym opisem, ale także intrygującą okładką. Książka zapowiada emocjonalną opowieść o zakazanej miłości między dwiema osobami pochodzącymi z zupełnie różnych światów. Główna bohaterka, Rocklin Revenaw, jest córką potężnego mafijnego lidera, podczas gdy Bastian Bishop to outsider, który zmaga się z brutalną rzeczywistością.
Powieść osadzona jest w ekskluzywnej akademii, która kształci dzieci wpływowych mafijnych rodzin. Rocklin, jako przedstawicielka tej elity, żyje w otoczeniu bogactwa i przywilejów. Od najmłodszych lat uczona jest, jak należy zachowywać się w jej świecie, ale jednocześnie w głębi duszy pragnie wolności i odrobiny buntu. Bastian to z kolei postać, która wciągnięta jest w mroczny świat przestępczości. Jego życie to nieustanna walka o przetrwanie, a spotkanie z Rocklin zdaje się być jedyną szansą na ucieczkę od dotychczasowego życia.
Wiem lepiej niż większość, że nic, co warto mieć, nie jest ci dane, więc wezmę to, czego chcę.
Mimo tego fascynującego zarysu, w trakcie lektury okazało się, że historia ta nie spełnia oczekiwań, które stworzyłam na początku. Chociaż historia ma potencjał do zbudowania emocjonalnego napięcia, wiele wątków wydaje się być rozwleczonych. Zamiast intensywności i głębi, fabuła często sprawia wrażenie chaotycznej. Im bardziej zagłębiałam się w kolejne rozdziały, tym więcej odczuwałam frustracji. Dialogi między bohaterami nie miały naturalności, co czyniło interakcje nieprzekonującymi. Oczekiwałam pasjonującej opowieści o zakazanej miłości, a otrzymałam nieco niezdarną próbę przedstawienia tej relacji.
Rocklin Revenaw to postać, która teoretycznie ma wiele do zaoferowania. Jest silna, inteligentna i zdeterminowana, aby nie tylko utrzymać swoją pozycję, ale również walczyć o to, co uważa za słuszne. Jej wewnętrzne zmagania związane z oczekiwaniami ojca mogłyby stanowić doskonały punkt wyjścia do głębszej analizy psychologicznej. Niestety, autorka nie wykorzystuje tego potencjału. Rocklin często podejmuje decyzje, które wydają się być sprzeczne z jej charakterem, co powoduje, że staje się postacią mało wiarygodną.
Bastian Bishop, z kolei, jest archetypowym „bad boyem”. Jego mroczne tajemnice i bagaż przeszłości powinny czynić go interesującym, ale w praktyce okazuje się jednowymiarowy. Choć jego relacja z Rocklin ma potencjał do stworzenia napięcia, często wydaje się, że ich uczucia są bardziej wynikiem sytuacji niż rzeczywistych emocji. Mimo że postacie mają swoje złożoności, nie przekonują czytelnika do siebie, co jest dużym minusem tej książki.
Pionki są już na swoich pozycjach, czekają tylko na zagranie i ja się tym zajmę. Potem pozostanie już tylko zdobyć króla i królową.
Styl pisania Meagan Brandy jest momentami przyjemny, ale często nużący. Zbyt wiele opisów, które wydają się niepotrzebne, sprawia, że akcja traci dynamikę. Wiele wątków rozwija się zbyt wolno, a tempo narracji znacznie zwalnia. W rezultacie książka, która powinna być emocjonująca, staje się frustrująca w odbiorze. Czytając, czułam, że autorka nie potrafiła znaleźć równowagi między opisami a akcją, co niestety wpływa na całokształt lektury.Choć niektóre fragmenty są interesujące, a ich przesłanie ma potencjał do głębszej refleksji, całość nie trzyma się kupy. Momentami miałam wrażenie, że autorka nie do końca wie, jak poprowadzić fabułę, co sprawia, że czytelnik gubi się w niejasnych wątkach. Wiele sytuacji wydaje się naciąganych, a niektóre dialogi są sztuczne, co psuje odbiór całej książki.
Nie można jednak pominąć walorów estetycznych „Złodzieja mojego serca”. Książka przyciąga wzrok piękną okładką, która zachęca do sięgnięcia po nią. Wydanie jest starannie zrealizowane, co czyni ją przyjemną w dotyku. Wizualne aspekty to zdecydowany plus, który przyciąga uwagę czytelnika, jednak niestety nie przekłada się to na jakość samej treści.
Mimo wielu zastrzeżeń, w książce można dostrzec uniwersalne tematy, które są aktualne i ważne. Historia Rocklin i Bastiana dotyka kwestii traumy, miłości, zdrady oraz walki o akceptację. Obie postacie dźwigają ciężar przeszłości, co powinno czynić je bardziej wiarygodnymi i ludzkimi. Autorka jednak nie potrafi w pełni wykorzystać tych wątków, przez co ich historie nie pozostają w pamięci czytelnika na długo.
Podsumowując,
„Złodziej mojego serca” to powieść, która z pewnością miała potencjał, jednak niestety nie został on w pełni wykorzystany. Historia, która mogła być pasjonującą opowieścią o zakazanej miłości, okazała się chaotyczna i mało przekonująca. Choć niektórzy czytelnicy mogą odnaleźć w niej coś interesującego, dla mnie była trudną lekturą, która nie spełniła oczekiwań.Wydaje mi się, że historia Rocklin i Bastiana mogłaby być opowiedziana w bardziej przemyślany sposób, a wiele z niedociągnięć mogłoby zostać naprawionych poprzez lepsze zbalansowanie akcji i opisów.
„Złodziej mojego serca” to z pewnością dzieło, które skłania do refleksji i które, mimo swoich wad, może znaleźć swoich zwolenników. Dla mnie jednak pozostaje to lektura, która nie zdołała skraść mojego serca.