„Szukałem cię, Mała Zu. Szukałem cię wśród lawendy. I znalazłem.”
Agnieszka Lingas-Łoniewska to wrocławska autorka, która w swoim dorobku pisarskim ma już wiele powieści. W jej książkach w głównej mierze zawarte są historie miłosne, ale czasem wplata do nich również wątki sensacyjne czy fantastyczne.
Zuzanna Skotnicka to ostra i bezkompromisowa dyrektor generalna. Żyleta. Korpozwierzę. Pracoholiczka. W jej świecie nie ma miejsca na sprawy towarzyskie, czy rodzinne spotkania – liczy się tylko praca i pokazanie jak perfekcyjna może być. Jednak w chwili gdy jej szef oznajmia, że to nie ona zostanie partnerem korporacji, dostrzega cały zmarnowany czas oraz poświecenie... Postanawia wiec ulec prośbie młodszej siostry – Gabrieli – i wypocząć wraz z siostrami na malowniczym Półwyspie Pelješac. Wszystko wydaje się piękne, do momentu w którym kobieta nie dostrzega swojej dawnej miłości... Miłości do której wracała każdego dnia... Co wydarzy się w Chorwacji? I czy ta historia zakończy się happy endem?
„Czasami człowiek się pomyli. Szuka kogoś, znajduje, a potem okazuje się, że to była pomyłka. Fałszywa i pełna kłamstw.”
Panią Agnieszkę znam i kocham za kilka powieści, zwłaszcza jedyny i niepowtarzalny „Brudny świat”, który to zajął całe moje serce oraz do którego porównuję inne książki spod pióra tej pisarki.
Trylogia „Szukaj mnie wśród lawendy” przedstawia nam historię trzech sióstr – Zuzy, Zofii i Gabrieli. Każdą z tych opowieści łączy pierwszoplanowy wątek miłosny, tajemniczy i malowniczy Półwysep Pelješac oraz lawenda... dużo lawendy.
W tym tomie poznajemy bizneswomen Zuzannę i to właśnie z jej perspektywy przedstawiona jest akcja. Jednak autorka wprowadza też momenty, w których to możemy zapoznać się z siostrami bohaterki, jak i mężczyzną z przeszłości kobiety. Ten zabieg umożliwia nam bliższe poznanie innych postaci oraz ich życia. Fajnie, bo po tytule myślałam, że będziemy mogli poznać bliżej tylko jedną z sióstr a dwie pozostałe tylko z jej opowieści i kolejnych tomów. A tu takie miłe zaskoczenie.
Akcja powieści rozgrywa się we Wrocławiu i oczywiście w Chorwacji. Miałam przyjemność kiedyś odwiedzić to państwo, ale akurat nie te rejony opisywane przez pisarkę. Mimo to, dzięki dokładnym i barwnym opisom miejsc – czułam się, jakbym znała to miejsce i odwiedziła je już kilka razy. Ahhh jakbym chciała zwiedzić Dalmację przez tą powieść! Genialny pomysł, by zaprosić czytelnika w podróż po tych pięknych regionach pełnych lawendy.
„Nie ma czegoś takiego jak znak od losu, przeznaczenie. Sami kreujemy swoją rzeczywistość. I sami ponosimy odpowiedzialność za swoje czyny.”
W tym tomie autorka stawia na samą miłość i ponadczasowe przysłowie, że „stara miłość nie rdzewieje”. Nie znajdziemy tu więc za dużo dramatu a co dopiero sensacji czy zaskakującej czytelnika akcji. To jest romans... rzekłabym, że bardzo przewidywalny romans. I to jest jeden z minusów tej powieści – po książkach Pani Agnieszki zawsze spodziewam się zaskoczenia, czegoś oryginalnego, co mnie zachwyci. No i niestety tutaj się zawiodłam, bo choć książka jest dobra – nie powala.
Główna bohaterka – Zuza – to najstarsza z sióstr. Spodobała mi się kreacja tej "Żylety" i może dlatego, że również jestem perfekcjonistką i pracoholiczką (średnia w szkole przecież się sama nie pojawi) potrafiłam ją zrozumieć.
Spodobała mi się też postać zakręconej Gabrieli, która potrafiła rozśmieszyć i naładować człowieka pozytywną energią i optymizmem.
Fajnie, że autorka "podzieliła" trylogię na historię każdej z sióstr, bo wszystkie Skotnickie są naprawdę fajnymi kreacjami i miło będzie poznać każdą z nich z osobna.
„Nasza bytność na tym świecie jest niczym innym, jak sumą takich ułamków radości, które należy pielęgnować i przypominać sobie o nich, kiedy tylko znajdziemy ku temu sposobność.”
Lawenda – kocham tę roślinę! Dlatego, gdy zobaczyłam tę okładkę, miałam zachwyt w oczach. Tyyyle lawendy! Grafik spisał się idealnie. Choć według mnie fajnym pomysłem okazałyby się zapachowe strony, które jeszcze bardziej dodawałyby lawendowego klimatu... Wtedy na pewno przedłużałabym lekturę tej książki...
Po warsztacie jaki ma Pani Agnieszka spodziewałam się więcej tajemniczości i zaskoczenia. Niestety ta książka okazała się słabsza od tych, które dotychczas czytałam. Zazwyczaj każda powieść spod pióra autorki wywoływała u mnie kilka (lub wodospad) łez – ta pozycja po zakończeniu po prostu się skończyła. Z pewnością przewidywalność końca tej historii miała w tym swój udział.
Mimo iż autorka wprowadza magię i klimat lawendy, którą uwielbiam – pozycja ta to w miarę prosty romans bez żadnych większych zagmatwań oraz zwrotów akcji... Nie mówię, że jest zła – jest po prostu średnia. I wydaje mi się, że każdy fan twórczości Pani Agnieszki może ciut się zawieść – dlatego warto podejść do powieści, jako lektury lekkiej i prostej. Tym którzy nie czytali jeszcze żadnej powieści autorki może przypaść bardziej do gustu.
Jeśli miałabym oceniać – jak dla mnie warto sięgnąć po powieść. W końcu każda książka Pani Agnieszki uczy nas czegoś i wprowadza w magiczny i niepowtarzalny klimat.
Ja z chęcią sięgnę po kolejną część – opowieść o Zofii. Ale nie będę już wymagać tego, co dotychczas oferowała nam autorka. Tak chyba będzie najbezpieczniej. A chodzą słuchy, że dwójka lepsza od jedynki...
Zanurz się w chorwackich klimatach i szukaj, szukaj miłości wśród lawendy!