Kto by przypuszczał, że tak szybko powrócę do malowniczego Lipowa? Spędziłam tam całe wakacje, a we wrześniu skończyłam 11 tom. No i niespełna dwa miesiące później znów mam okazję poznać dalsze losy lubianych bohaterów. Czy tęskniłam? Bardzo. Czy ponowne spotkanie było satysfakcjonujące? Bardzo!!
Powieść rozpoczyna się dwa lata po zakończeniu "Pokrzyku". Bohaterowie starają się uporać z tragedią mającą miejsce w końcówce poprzedniego tomu (bez spojlerów). Po jakimś czasie autorka przenosi nas w czasie o równe dwa lata i mamy okazję śledzić postępy Emilii Strzałkowskiej w sprawie zabójstwa pewnej młodej dziewczyny (Julii Szymańskiej). Następne znów przenosimy się do czasów obecnych i patrzymy na poczynania miejscowych policjantów zajętych kilkoma makabrycznymi morderstwami. Czy sprawa prowadzona przez Emilię łączy się z morderstwami mającymi miejsce dwa lata później? Nie odpowiem na to pytanie. Ale przyznam, że autorka po raz kolejny mnie zaskoczyła. Oczywiście pozytywnie. Podobała mi się konstrukcja powieści. To, że mogłam poznać prawdę o czasach sprzed tragedii z końcówki "Pokrzyku". Jak dla mnie "Śreżoga" jest bardzo dobrą kontynuacją całego cyklu. Wbrew opinią, że im dalej w las tym gorzej.
Jeśli lubicie w kryminałach mnogość wątków, niezliczoną ilość podejrzanych, przeplatanie teraźniejszości z przeszłością, makabryczne morderstwa i dużo trupów to poczujecie się rozpieszczeni. Bo autorka niczego czytelnikowi nie szczędziła. W pewnym momencie sama się pogubiłam kto jest kim, co i dlaczego. Miałam dużo podejrzanych. Za dużo :P I jak to zwykle u Puzyńskiej bywa, nie trafiłam na mordercę. Zagadka była tak skonstruowana a mylnych tropów tak wiele, że w ostateczności nie wiedziałam czy dwie podobne do siebie sprawy coś łączy, kto jest zabójcą i przede wszystkim czy wszystkiego tego dokonała jedna osoba czy też "czarnych charakterów" było więcej. Za to odgadłam kto oprócz Trawińskiego był kretem-zdrajcą. Także jakieś pocieszenie i chwilę tryumfu jednak miałam ;)
Czego w powieści mi brakowało? Pociągnięcia czy raczej wyjaśnienia wątków Pawła Kamińskiego i Marka Zaręby. Szczególnie tego drugiego. Jako tako wiemy co dzieje się z Pawłem, natomiast postać najlepszego przyjaciela Daniela w dalszym ciągu pozostaje "postacią porzuconą" (od "Rodzanic"). Tak jakby trzy tomy temu zapadł się pod cmentarną ziemię (końcówka "Rodzanic") - nikt nic nie wie, nikt o nim nie wspomina, autorka nic nie wyjaśniła. Cała rodzina Zarębów dosłownie rozpłynęła się w powietrzu. Baaaaaardzo brakuje mi tej postaci.
Narracja w trzeciej osobie. Wydarzenia poznajemy z różnych perspektyw.
Podsumowując: jak ja tęskniłam! Na szczęście w moim przypadku nie była to długa rozłąka i z przyjemnością zatopiłam się w kolejnym, już dwunastym tomie o Lipowie. Bardzo mi się podobało, bardzo. Z przykrością muszę stwierdzić, że Klementyna się starzeje (a szkoda!), ale bez niej ta seria nie byłaby taka fajna 😁 Po lekturze czuję się usatysfakcjonowana (choć mam duży żal o to porzucenie Marka Zaręby) i chcę więcej!! Polecam!!