Lista życzeń recenzja

Nie wiem na co liczyłam zaczynając "Listę życzeń".
Nie wiem nawet, dlaczego ta okładka tak bardzo kojarzy mi się ze świętami.
Ale wiem, że ta książka zdecydowanie mnie zaskoczyła. Nie otrzymujemy dramatu, w którym główną rolę odgrywa smutek i cierpienie po stracie najbliższej osoby. Nie ma też nic wspólnego ze świętami (dzięki Bogu). Dostajemy lekki, czasem cukierkowy romans. Niby nic nadzwyczajnego, niby było i niby oklepane, ale ile radości miałam czytając tę książkę.
Poppy, nasza główna bohaterka, planuje zrealizować listę życzeń, swojego zmarłego męża. Jedno życzenie na każde urodziny. Traktuje to, jako formę pożegnania, udowodnienia sobie, że może zacząć żyć od nowa. I tutaj, to od nowa, wcale nie jest takie nowe, bo jej kompamem w realizowaniu punktów, będzie nie kto inny jak policjant, który pięć lat temu przyniósł jej jedną z najgorszych informacji. .
Irytujące w całej historii, jest to, że przepełniają ją nieprawdopodobne zbiegi okoliczności. Czytając nie byłam w stanie wyobrazić sobie spotkania tych bohaterów. Przecież to prawie niemożliwe. Ale podoba mi się, budowanie relacji między nimi, nic nie dzieje się za szybko, nie otrzymujemy wielkiej miłości od pierwszego wejrzenia, a bohaterka nie zapomina, z dnia na dzień o swoim mężu.