O twórczości P.C. Cast oraz jej córki Kristin słyszałam już wiele razy, ba! Nawet będąc w bibliotece, ich książki wpadały mi w oko. Nigdy jednak nie przemogłam się, by po nie sięgnąć i poznać historie, o których tak wszyscy piszą. Kiedy zobaczyłam w zapowiedziach, że w Polsce ukaże się ich najnowsza powieść - wzięłam to za znak. Tak oto Spells Trouble. Wiedźmi czar znalazło się w moich rękach, a ja dziś mogę Wam opowiedzieć o swoich odczuciach po lekturze tej pozycji.
Miasteczko Goodeville zostało założone przez Sarę Goode, prawdziwą czarownicę. Posadziła ona drzewa, które miały strzec bram do pięciu różnych światów. Wszystko było dobrze... do pewnego momentu. Mercy i Hunter Goode są z pozoru zwyczajnymi nastolatkami – w praktyce są też wiedźmami. Kiedy w dniu ich urodzin jedno z drzew zaczyna obumierać, a tym samym otwierać bramę, przez którą do świata ludzi przedostaje się niebezpieczny byt, muszą uaktywnić swoje moce i połączyć je, by uratować miasteczko.
Zacznę od tego, że zanim jeszcze zaczęłam czytać tę powieść, naczytałam się niezbyt pochlebnych o niej opinii. Większość osób pisała, że jest to książka nudnawa, schematyczna i raczej jej nie polecają. Ja jednak nie chciałam nastawiać się negatywnie do tej historii, bo zepsułoby to po prostu moją radość z poznawania pióra autorek. Czy Spells Trouble. Wiedźmi czar to rzeczywiście tak słaba powieść? Według mnie: nie.
Główne bohaterki, Mercy i Hunter w mojej opinii zostały wykreowane naprawdę dobrze, może nie idealnie, ale nie wzbudzały też we mnie jakiejś większej niechęci czy takiego odczucia, że są płaskie i nijakie. Bardziej polubiłam się z Hunter, która zdecydowanie mocniej stąpa po ziemi i raczej nie ucieka w stronę marzeń, miłości i tego wszystkiego, jak Mercy. Mogę z drugiej strony pokusić się o napisanie, że z obiema siostrami miałam coś wspólnego i tak naprawdę postępowanie obu rozumiałam bardzo dobrze.
Przechodząc do samej fabuły i akcji, która o dziwo bardzo mi się podobała, muszę wspomnieć o jednej rzeczy. Owszem, autorki poszły pewnym schematem, bo mamy tutaj znowu ten “magiczny” moment szesnastych urodzin, kiedy coś zaczyna się dziać i bohaterki muszę walczyć ze złem - znamy to z wielu innych powieści fantastyczno-młodzieżowych i raczej większość z nas już tym wątkiem wymiotuje. Jednakże! Spells Trouble. Wiedźmi czar z jakiegoś powodu zachwyciła mnie swoją prostotą i właśnie tym schematem. Był to dla mnie przyjemny powrót do stylu fantastyki młodzieżowej sprzed lat i zdecydowanie czegoś takiego potrzebowałam.
Pióro autorek jest na wysokim poziomie i dzięki niemu właśnie tak dobrze czytało mi się tę pozycję. Śmiem nawet rzec, że dzięki temu aspektowi z ogromną chęcią sięgnę po inne powieści autorek, by sprawdzić, czy i one mnie zachwycą.
Pierwszy tom Sióstr z Salem nie jest idealny, ma pewne słabsze i bardziej powolne momenty, ale dynamizm i zwroty akcji zdecydowanie wybijają się na pierwszy plan i po prostu wciągają. Cieszę się, że miałam okazję poznać tę historię i nie mogę doczekać się kontynuacji - coś mówi mi, że spodoba mi się równie mocno, co pierwsza część.
Jeżeli szukacie dobrej, lekkiej i przyjemnej fantastyki na wakacje, to zdecydowanie polecam Wam ten tytuł. Być może i Wy wciągniecie się w świat Hunter i Mercy i nie będziecie w stanie o nich zapomnieć.