Czarownice z Manningtree recenzja

"Czarownice z Manningtree" to kolejna pozycja traktująca o polowaniach na czarownice, i kolejna którą mam zamiar dołączyć do mojego zbioru w tym temacie.
Jest to opowieść o Matthew Hopkinsie, angielskim łowcy czarownic z XVII w. Z uwagi na bardzo skromny dostęp do informacji o jego życiu powieść ta opowiada o wielce prawdopodobnym przebiegu wydarzeń.

Narratorką jest Alice, fikcyjna siostra Matthew, która została wprowadzona do akcji na użytek powieści aby być wnikliwą obserwatorką jego poczynań. Na koniec autorka podaje, że jest wielce prawdopodobne to, iż Matthew mógł mieć siostrę. Jak donosi wikipedia mężczyzna ten wraz ze wspólnikami, w ciągu zaledwie trzech lat przyczynił się do skazania na śmierć ponad dwustu kobiet. Opisane tu metody wykrywania czarownic jeżą włosy na głowie chociaż autorka zaserwowała nam dość okrojony z brutalności opis. Jednak już to wystaczy aby poczuć strach, zagrożenie i potworność tego, do czego zdolni są ludzie.

Książkę czytałam z ogromnym zainteresowaniem, im dalej w las tym trudniej było mi się oderwać od powieści. Jest to książka z gatunku tych niespiesznych, gdzie akcja płynie dość spokojnie, gdzie jest dość mało dialogów. Wczułam się w atmosferę, polubiłam Alice, która wbrew swojej woli stała się uczestniczką tego horroru. Absurdalność oskarżeń i wypaczone rozumowanie dodatkowo podszyte lękiem i tchórzostwem Matthew oraz ludzi mu podobnych i to w majestacie prawa zaczęły napawać ją ogromnym strachem i obrzydzeniem. Alice starała się za wszelką cenę docieć przyczyn postępowania brata, tego co spowodowało, że stał się potworem.

Jestem bardzo zadowolona z lektury. Spędziłam z książką kilka fantastycznych godzin. Mogę z czystym sumieniem polecić ją wszystkim tym, którzy interesują się polowaniami na czarownice, jak i tym z was, którzy lubicie dobrze napisane powieści, oparte na historycznych wydarzeniach i gdzie nie wymagacie od powieści, żeby akcja pędziła jak szalona, tylko znajdujecie przyjemność w delektowaniu się fabułą :)