„- To zabawne, jak czasem sprawy przybierają całkiem odmienny obrót.”*
Żyje w ciągłym biegu, praca jest jej światem, mimo, że kocha swoje córeczki nie spędza z nimi tyle czasu ile trzeba... Czy to jej wystarcza sama nie wie, a może czas na zmiany... Może czas na zmianę priorytetów.
Portowe miasteczko Chesapeake Shores zostało zbudowane przez Micka O' Briena wraz z jego dwoma braćmi miało być azylem, niestety wszędzie wkrada się licho tak więc i tu dzieją się niemiłe rzeczy. Wszystko zaczyna się od rozpadu małżeństwa Micka i Megan, która wyjeżdża. Po tym wydarzeniu O’Brien zaczyna pracować jeszcze więcej, dzieci przebywają z babcią. Tym też oto sposobem między nimi, a ojcem nie ma dobrych stosunków i gdy tylko mogą opuszczają rodzinny dom.
Fabuła tak naprawdę zaczyna się parę lat później kiedy to najmłodsza Jess ma kłopoty z bankiem i grozi jej utrata jeszcze nieotartego pensjonatu. Dziewczyna dzwoni do siostry z prośbą o pomoc, gdy Abby dowiaduje się iż ta ma kłopoty zabiera bliźniaczki i przyjeżdża. Na miejscu dowiaduje się w jakie tym razem kłopoty wpadła siostra. Szybko zabiera się do uporządkowania spraw siostry i zamierza ugadać się z bankiem by dał im ostatnią szansę. Wszystko było by pewnie dobrze gdyby sprawą Jess nie zajmował się Trace Rile.
Zapytacie pewnie któż to taki... Otóż to był jej dawny chłopak, którego bez wyjaśnienia zostawiła i wyjechała robić karierę... I jak tu teraz rozmawiać skoro Trace najwyraźniej jej nie lubi... Zgadza się poczekać, ale tylko pod warunkiem, że ona Abby zostanie i będzie pilnować finansów siostry. Zrobił to po złości czy bo tak powinno być sam nie wie. Jedno jest pewne tych dwoje nadal coś łączy, tylko jak pogodzić dwa światy i czy Abby nadaje się na kandydatkę na żonę? To co nadchodzi ich połączy czy poróżni? Jaki udział w tym będą brały bliźniaczki były mąż Abby? Czy marzenia się spełnią?
Serię tą zaczęłam dość niefortunnie bo od końca, ale gdy przeczytałam „Światła portu” od razu wiedziałam, że będę musiała przeczytać wcześniejsze części. No i czytam. Miałam dość długi odstęp między książkami tak więc Woods na nowo oczarowała mnie klimatem miasteczka Chesapeake Shores. Od razu wczułam się w klimat i starczyło i parę godzin na zapoznanie się z początkiem historii rodziny O’Brien oraz osobnej Abby i Trac’ea. Jest to powieść w której się dzieje, ale w której też przeczuwamy, że musi się skończyć dobrze. Podczas czytania czytelnik poznaje członków rodziny i z nimi przeżywa wzloty i upadki. Uśmiecha się, denerwuje czy też niedowierza. Poruszony tu jest ważny temat, a mianowicie rodzina, na którą zawsze można liczyć. Nie dadzą Cię skrzywdzić czy też ponieść nam porażki, są zawsze gotowi i czujni. Zawsze zazdroszczę takich rodzin, bardzo trzeba o nie dbać. Do tego szczypta humoru i mamy bardzo ciekawą książkę.
Od początku polubiłam wszystkich bohaterów, który może nie zaskakują, ale są tak otwarci przyjacielscy iż nie sposób ich nie polubić. O’Brien’owie są uparci jak osły, że tak powiem i czasem trzeba czasu by zrozumieli, że nie zawsze mają racje. Abby to kobieta, która wbrew pozorom dużo przeszła i teraz musi przemyśleć wiele spraw. Trace bardzo zaimponował mi tym jak się zachowywał względem całej sytuacji ukochanej, nie naciskał, nie wymagał. Po prostu był i kochał. Brawo!
„Smak marzeń” to książka napisana lekko i ciekawie, odprężysz się przy niej i wciągniesz w świat stworzony przez pisarkę. Polecam z czystym sumieniem ;)
*str. 329