Jacek Piekara to jeden z bardziej poczytnych polskich fantastów. Autor jest znany przede wszystkim za sprawą swojego cyklu opowiadań o inkwizytorze Mordimerze Madderdinie oraz opowiadań o czarodzieju Arivaldzie z Wybrzeża. Do tej pory nie miałam okazji zapoznać się z jego twórczością, więc postanowiłam to jak najszybciej nadrobić. Dodatkowo miałam ochotę na kawałek porządnego i mocnego fantasy, a "Sługa Boży" wydawał się idealnym wyborem.
"Oto on - inkwizytor i Sługa Boży. Człowiek głębokiej wiary.
Oto świat, w którym Chrystus zstąpił z krzyża i surowo ukarał swych prześladowców. Świat gdzie słowa modlitwy brzmią: I DAJ NAM SIŁĘ, BYŚMY NIE PRZEBACZYLI NASZYM WINOWAJCĄ. Świat, w którym NASZ PAN I JEGO APOSTOŁOWIE WYRŻNĘLI W PIEŃ PÓŁ JEROZOLIMY.
W Słudze Bożym czarnoksiężnicy odprawiają bluźniercze rytuały, demony zstępują na świat, czarownice knują mroczne intrygi. A temu wszystkiemu musi przeciwstawić się człowiek, którego serce jest tak gorące, jak ogień stosów, na które posyła swe ofiary".
Takie słowa widnieją na okładce z tyłu książki. Muszę powiedzieć, że po plecach przeszły mnie ciarki, kiedy przeczytałam ten opis. Dodatkowo po zapoznaniu się z kilkoma recenzjami i opiniami na temat tej pozycji, zacierałam w zadowoleniu rączki, ponieważ spodziewałam się dobrego, mocnego i mrocznego fantasy. Czegoś co przykuje moją uwagę i nie pozwoli oderwać się od czytania. Obudzi w mnie prawdziwe emocje i sprawi, że będę przewracać kolejne strony nie dowierzając w to, jak ludzie potrafią być bezwzględni i okrutni wobec innych. Tak właśnie wyobrażałam sobie lekturę opowiadań pana Piekary, a Mordimer Madderdin jawił mi się jako zło wcielone. Okazało się jednak, że troszkę się przeliczyłam, a diabeł nie taki straszny, jak go malują.
Nie twierdzę, że "Sługa Boży" nie jest brutalną i mroczną książką. Jest, do pewnego stopnia. Po prostu spodziewałam się czegoś mocniejszego. I od razu zaznaczam, że to nie dlatego, iż lubuję się w literaturze opisującej skrajną brutalność i znęcanie się nad ludźmi, ponieważ tak nie jest. Książka, według mnie, zwyczajnie nie zawierała w sobie szczególnego i porażającego okrucieństwa. Nie natknęłam się w niej również na jakieś liczne opisy, które budziły by we mnie przerażenia. Wydała mi się bardziej niewymagającą i lekką pozycją, dostarczającą jako takiej rozrywki czytelniczej.
Na "Sługę Bożego" składa się 6 opowiadań, które łączy ze sobą postać głównego bohatera, czyli wcześniej już wspomnianego inkwizytora Mordimera Madderdina z licencją Jego Ekscelencji biskupa Hez-Hezronu. Każde opowiadanie zaczyna się tajemniczą i zagadkową sprawą, rozwiązania której podejmuje się Mordimer. Z mniej lub bardziej zacnych pobudek. Na pierwszym miejscu plasuje się jego inkwizytorska służba wraz z daniem możliwości heretykom, czarownikom i odszczepieńcom wyznania swoich win oraz oczyszczenia się z grzechów przez święty ogień płonących stosów. Na drugim miejsc jest chęć zysku. Wszak inkwizytorzy zarabiają niestety marne grosze, a napitki i dziwki kosztują.
Opowiadanie, które według mnie zasługuje na największą uwagę to "Owce i wilki". Mordimer przyjmuje w nim zlecenie od poczciwego grubasa Mariusa von Bohenwalda, który jest hezkim kupcem. Inkwizytor musi się udać do miasta Tirianon-nag, gdzie ma przyjrzeć się działaniom Kompani Kupców Jedwabnych, podejrzanych przez Mariusa o bycie pogańską sektą, która składa ofiary z ludzi, czci rzeczne bóstwa i duchy oraz niszczy swoich wrogów dzięki czarnej magii. Przykuło ono moją uwagę, zaciekawiło, a i w końcówce pojawiło się kilka niespodzianek. Kolejnym opowiadaniem, które spodobało mi się, a nawet wywołało mały dreszczyk (zwłaszcza z początku) było opowiadanie pt. "Siewcy grozy". Początek jest doprawdy makabryczny. Mordimer oraz trójka jego towarzyszy, podczas podróży w bliżej nieokreślone miejsce, błądząc w gęstych oparach nieprzeniknionej mgły, natrafiają na dwa nagie i poszarpane ciała. Odkrycie budzi dodatkowo niepokój inkwizytora, ponieważ ślady ugryzień zostawiły ludzkie zęby. A to dopiero początek potwornych znalezisk, jakie odkryje nasz inkwizytor. Jeśli chodzi o pozostałe cztery opowiadania to są one ciekawe, czasami jednak przewidywalne, ale w ogólnym rozrachunku są dobrą lekturą.
Akcja każdego opowiadania z kolejną stroną nabierała tempa zaskakując (lub nie) ciekawym zakończeniem. Świat przedstawiony w książce jest również interesujący. Narracja prowadzona w pierwszej osobie daje nam możliwość wglądu w psychikę Madderdina, poznania jego myśli oraz toku rozumowania. Osobiście taki sposób narracji, w tym wypadku, przypadł mi do gustu. Jednak niezmiernie irytujące było dla mnie notoryczne zwracanie się Mordimera do czytelników słowami "moi mili" albo mówienie o sobie "wasz uniżony sługa". Kogo jak kogo, ale na pewno nie jestem jago miłą … choć on może być moim sługą, dlaczego nie. Nie zmienia to jednak faktu, że autor przesadził trochę z używaniem tych zwrotu. Było to po pewnym czasie niezwykle denerwujące, a sam bohater wydawała mi się wtedy pyszałkowatym narcyzem, zadufanym w sobie. Delikatnie mówiąc.
Mordimer Madderdin jako postać literacka, która jest czarnym charakterem, nie wzbudziła we mnie jakiś wielkich negatywnych emocji. Owszem, postępował często okrutnie i bezwzględnie, ale wszystkie swoje działania skutecznie motywował i tłumaczył w bardzo logiczny sposób. Przynajmniej większość. Muszę przyznać, że od czasu do czasu można poczytać o perypetiach takiego drania i nikczemnika. Tym bardziej, że książkę pana Piekary czytało mi się na prawdę dobrze.
Podsumowując – mimo że "Sługa Boży" nie wzbudził we mnie jakiś szczególnych emocji, był lekką lekturą, przy której można się zrelaksować w wolnej chwili i którą mogę polecić (ze względy na ciekawie wykreowany świat i bohaterów), głownie fanom fantastyki. Co do pozostałych książek pana Piekary mam w planach w najbliższej przyszłości przeczytać "Ani słowa prawdy". Jeśli chodzi o inne pozycje z cyklu o inkwizytorze … może ;)
[Opublikowane wcześniej na moim blogu
http://fantastyczne-zaczytanie.blogspot.com Zapraszam ]