„Władca Lenistwa” to czwarty tom serii „Władcy Grzechu” autorstwa Any Huang. Historia poświęcona Sloane Kensington i Xavierowi Castillo była tą, na którą najbardziej czekałam! Byłam bardzo ciekawa, jak autorka połączy ze sobą tych dwoje, z pozoru zupełnie różnych ludzi, ponieważ ze wzmianek na ich temat, które pojawiły się w poprzednich odsłonach, wynikało, że będzie to niezwykle trudne zadanie! Czy zatem autorce udało się stanąć na wysokości zadania?
Sloane i Xaviera, mieliśmy już okazję poznać przy okazji innych książek z serii, ale i tak jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona ich kreacją. Chociaż od początku było wiadomo, że panna Kensington to kobieta, która twardo stąpa po ziemi, dzięki czemu stała wyjadaczem wśród PR-owców, a Castillo jest lekkoduchem, który dobrze się bawi, wydając fortunę ojca, nie spodziewałam się, że autorka przedstawi czytelnikom również inną stronę ich osobowości, tą, którą skrzętnie ukrywają przed światem. Jednak tym, co urzekło mnie najbardziej, było to, jak wspaniale została ukazana przemiana, jaką przeszedł główny bohater, bo niby był to „Władca Lenistwa”, ale jednak okazał się prawdziwym „pracusiem”.
Myślę, że ciekawym elementem historii były również relacje rodzinne, chociaż w mojej ocenie o wiele ciekawsze okazały się te dotyczące Sloane, jednak nie zdradzę nic więcej, abyście mogli je odkryć samodzielnie i zdecydować, które urzekły was bardziej.
Również niezmiennie cieszy mnie, że we „Władcach Grzechu” pojawiają się również bohaterowie serii „Twisted” i mają oni znaczący wpływ na fabułę kolejnych tomów. I muszę przyznać, że o ile w pierwotnej serii najmniej polubiłam Alexa, w tym cyklu zaskarbia on sobie moją sympatię. Dlatego mam nadzieję, że pojawi się również w kolejnych tomach, szczególnie że nie podzielił się jeszcze z nikim rozwiązaniem pewnej sytuacji, która miała miejsce w „Skarbcu”.
Muszę również przyznać, że jestem naprawdę pod wrażeniem tego, jak rozwija się ta seria. Zazwyczaj czytając cykle, które mają trzy lub więcej tomów, mam wrażenie, że z każdym kolejnym tomem jest coraz gorzej, a autor na siłę stara się ciągnąć historię dalej. Natomiast czytając „Władców Grzechu” nic takiego nie odczuwam. Wręcz uważam, że każda następna odsłona jest równie dobra, albo nawet lepsza niż jej poprzedniczka.